sobota, 29 lipca 2017

RYMKIEWICZ Jarosław Marek

Miłość moja nieodwzajemniona!
Kiedy jako szczeniak nosiłem za pazuchą Jego cienką książeczkę pt. " Czym jest klasycyzm", miałem żarliwą wiarę, że obcuję z księciem poetów. Bo to poeta wybitny, jako i pisarz.
Tedy nie można się dziwić, że przywołałem słowa Rymkiewicza jako motto mojego wiersza wydrukowanego  swego czasu w  (warszawskiej) "Kulturze".
Tymczasem nasze drogi jeszcze bardziej się zeszły, bo wyprodukował pan Mareczek nad Wigrami dość natchnioną glosę na wyniesienie Adasia Michnika do katolickiego Panteonu w dymach kadzideł.
Nie można się więc także dziwić, że Adaś po latach chciał jakoś odpłacić dobrą monetą swemu dobroczyńcy i nagrodził Rymkiewicza nagrodą "Nike". Ale Rymkiewicz już był z Adasiem poróżniony, więc cichcem wziął te marne sto tysięcy i uciekł z gotówką. Naonczas Adaś się wkurwił na taką niewdzięczność i podał Rymkiewicza do sądów, które jakoby są w mocy rozstrzygać poetyckie i publicystyczne spory.
Po latach Jarosław Marek Rymkiewicz doznał następnego objawienia i miłować począł brata poległego w Smoleńsku prezydenta – albowiem "tylko on ma pomysł na Polskę". Ta Rymkiewicza adoracja świętego obrazu ma takie skutki, że już byle kto może potwierdzić, iż wybitni poeci mały mają kontakt z rzeczywistością.

ŚWIADEK

Przychodził do mnie z racji pełnionej przeze mnie funkcji. Mąż był w sile wieku i nie ułomek, siwe włosy nie zagościły jeszcze na jego skroniach. Kiedy się zbliżał, nie można było nie odnieść przymusowego wrażenia, że człowiek ten został trafiony piorunem: w szyi była wielka wyrwa, w twarzy wyrwane pół policzka. Nie miałem śmiałości, by pytać...
Po pewnym czasie on sam zagadnął.
 – Pewnie się zastanawiasz, skąd mam te rany. Nie, to nie był wypadek. Miałem siedemnaście lat i leżałem ranny na podłodze w szpitalu powstańczym na ulicy Freta, gdy weszli Niemcy. Z miejsca rozpoczęła się egzekucja. Niemiec chodził między rzędami i dobijał rannych strzelając z pistoletu. Widziałem, jak się do mnie zbliża. Kiedy stanął nade mną,  zobaczyłem ziejącą otchłanią lufę pistoletu i  trupią czaszkę. Celował w moją głowę. Może miał już zmęczoną rękę, bo wystrzelił dwa razy. Potem leżałem wśród trupów, aż ktoś zauważył, że jeszcze oddycham. Taka jest moja krótka historia.
Musi więc być jakaś genetycznie wdrukowana pamięć, skoro ja, urodzony po tych wydarzeniach, tak bardzo od najmłodszych lat płakałem w powstańczym szpitaliku na ulicy Freta.

poniedziałek, 24 lipca 2017

GILOTYNA

"Jeżeli wiemy, że było w Polsce takich Jedwabnych setki, jeśli nie tysiące; jeżeli wiemy, że Polacy uczestniczyli w Holokauście zagarniając sąsiadów Żydów do stodoły, paląc /.../ Nieprawda że element niewykształcony, nieprawda że z podjudzenia Niemców : z żądzy zysków /.../ Żeby mieszkać w ich domach i zgarniać ich kosztowności. Gwałcili kobiety, dopuszczali się aktów bestialstwa, zabijali mężczyzn. Polacy zabijali tym co  mieli pod ręką: widłami, łopatami, dźgali, bili... (dokładnie tak samo co w Ukrainie Polaków). 
Taki duet w osobach Marcina Tellera i Elizy Michalik wystąpił w studiu "Superstacji" 14 lipca 2017 roku, w cyklicznym programie "Gilotyna".
Nawet gdybym był nekrofilem, to bym się nie załapał na Elizy trupie wdzięki. Gilotyna ucina przecież głowy, tradycyjnie uznane za siedlisko myśli. Po takiej egzekucji reszta ciała pozbawiona jest wszelkiego wdzięku. Przeżyje tylko czuwający cenzor, którego profesja zdaje się być odporna na przemijanie.

czwartek, 6 lipca 2017

WARAKOMSKI Marian

Pochowałem dzisiaj Przyjaciela, za którym taką  skargę wnoszę, że znaliśmy się lat zaledwie kilka. Była to wzajemna chyba sympatia od pierwszego wejrzenia. Bowiem Maniuś to było Zjawisko na kamienistym suwalskim gruncie, który małe przynosi plony.
Zawsze Maniusiowi mówiłem, że wszystkie sienkiewiczowskie ekranizacje są bez Jego udziału gówno warte. Maniuś jednak był odporny na wszelkie pochlebstwa i demagogię, więc spławiał mnie dobrotliwym ruchem ręki. Bo miał prawo się czuć dziedzicem znamienitego w Polszcze nazwiska herbu Abdank!
Kiedy wypowiedziałem słowa "Puma Punku", tylko Maniuś wiedział, do czego te słowa się odnoszą. Więc często sobie gaworzyliśmy na te tematy.  Zawsze z taktem i poczuciem humoru.
"'Kaolicką tradycję" miał za nic i patrzył w gwiazdy, bowiem tylko takiej hołdował wierze, że Bogowie nie zostawią nas na pastwę naszej karykaturalnej bezmyślności.

Maniuś, my wszyscy zostaliśmy obdarowani Twoją obecnością: wracaj tedy do nas! 61 wiosen to stanowczo za mało!