poniedziałek, 2 lipca 2018

PRZYBYŁ Jan

Niedawne to czasy, gdy spotkałem Jegomościa w ułudzie eterycznej substancji. Zrazu więc z niedowierzaniem spoglądałem na projekcję jego cielesności. Wiele jednak zdawało się podtrzymywać hipotezę, że to jednak nie hologram. I, bynajmniej, nie jest tak, iż nie prowadziłbym z nim zażartych sporów. Ale mając takiego Sąsiada za płotem, nie utaciłbym wiary, że spór może być Sztuką. Albowiem tylko spieranie się w najbardziej szlachetnym znaczeniu jest zalążkiem dobra i piękna, a więc tych pojęć, bez których nasze Istnienie mieści się w tożsamości pantofelka. Jeśli myśl zastyga w bezruchu, to pozostają do dyspozycji katechizmy, slogany i ideologie. Także dlatego i w tym miejscu jestem zmuszony prawić banały.
Otóż i Przybył do nas ktoś z kilku wymiarów. Stare przysłowie powiada: Dom już gotów, można umierać! Któż jednak będzie na siłach w tym Domu zamieszkać?...
Póki co i doktor Przybył odprawia msze w intencji odczarowania "turbosłowiaństwa". (Jakże łatwo jest ten epitet odwrócić na katolicką stronę). W tym kierunku zmierza także Stanisław Michalkiewicz, który przebił Doktora  inwencją językową, określając próby słowiańskiego odrodzenia jako "ubeckie rzygowiny"!