Rząd, czyli ponętnie zwodnicze nikczemne władztwo nad poddanymi, którzy sami sobie sprowadzają na łby tę plagę. Zaraz po tym akcie zaprzaństwa wobec lechickiej przeszłości, usiłują ubrać swoje rachityczne mózgowe komórki w odświętne szaty. Tedy zakładają ornaty, komże i habity, kardynalskie kapelusze i biskupie mycki, poselskie i senatorskie garnitury oraz ministerialne krawaty.
Za tą zgrają, przestępując z nogi na nogę – sposobi się zawsze gotowa, usłużna i dobrze opłacana samo(nie)rządowa swołocz: marne dwieście tysięcy PLN rocznie na uposażenie wójta robi na maluczkich wrażenie, co jest tylko symboliczną wskazówką. Tym bardziej, że na widoku są jeszcze pożytki z innych intratnych gminnych inwestycji na chwałę odmóżdżonego wyborcy, który jest szczególną formą niezniszczalnego truchła. W takiej postaci, owinięty polskim sztandarem, trwa i się nadyma polacki samo(nie)rządowy zombi.