wtorek, 21 lutego 2012

JĘDRZEJEWSKI Stanisław

Dawny, prawie już pradawny mój Przyjaciel — aczkolwiek niezbyt skłonny do artystycznych manifestacji.  To wszakże staram się zrozumieć. Ostatecznie w Polskim Radiu tylko Ptasie Radio nie powinno mieć zagwarantowanej swobody ćwierkania.
Aliści Staszek postanowił trwać w takim żelaznym uścisku, w którym nie tylko mowa radiowa zanika. I tutaj mam Stanisława na widelcu.
Otóż mój wuj Franciszek woził prezydenta Starzyńskiego na owe słynne przemówienia do Polskiego Radia, gdy wokół płonęła Warszawa. I wśród tych moich z Franciszkiem pogaduszek przyobiecałem Franciszkowi, że Jego pełne swady relacje z tamtych dni będą zapisane w radiowym archiwum. Zaraz też zadzwoniłem do Staszka, który ważnym był w Polskim Radiu dyrektorem.  Stanisław obiecał przysłać reportera dla zapisania tego skrawka naszej polskiej bolesnej Historii. Tedy wuj Franciszek czekał cierpliwie i ...nigdy się nie doczekał, zabierając do grobu obrazy siedzącego na tylnym siedzeniu Prezydenta walczącej Warszawy. I to teraz jeno trwa tylko,  co w mojej ułomnej pamięci.
No, bo i po cóż Polanom Ptasie Radio?
Mimo to uzdrowiłem Staszka raz jeden, gdy w boleści spoczywał, wyciągając mu z głowy ścinki butwiejącej materii. Dlatego wiem.