Studnia jest pojęciem, któremu w polszczyźnie przydano wiele kontekstów. Już z dawna obmyślam, jak uporać się z tym tematem. Tymczasem mogę tylko w ten sposób zaświadczyć, że zmagałem się ze studnią.
Otóż, przed laty, zacząłem sam kopać studnię w Bronnej Górze metodą tradycyjną, czyli w kręgach betonowych. Nie skorzystałem z porady radiestety, bo i sam mam takie właściwości. Tak czy siak, przestawiałem patyk kilka razy, bo mi wciąż coś uwierało. Ostatecznie zawierzyłem mojej intuicji.
Na dziesiątym kręgu ukazała się woda. Wtedy wziąłem kopacza od studni, bo trzeba było się ścigać z napływającą wodą. I tak wgłębiliśmy ostatni krąg.
I onże tak mi powiedział: 20 lat kopię studnie, ale jeszcze nie widziałem, żeby woda tak dawała...
Teraz mam dwa i pół kręga wody. Po długiej pracy pompa jest w stanie wybrać pół kręga. Dwa kręgi stoją jak zaklęte!
Mój daleki sąsiad zakopał 60 kręgów bez kropli wody. Kiedy zbadałem to miejsce, okazało się, że zaledwie osiem metrów dalej jest wodny ciek na małej głębokości.
A to wszystko napisałem dlatego, żeby powiedzieć:
Kopcie, Polanie, własne studnie!
Woda — nie Jahwe i jego kalkomanie na szkle — jest źródłem życia!