Oto dożyliśmy takich czasów, że gwiazda Josifa Wissarionowicza znów mruga do nas na tyle zwodniczo, by dla niektórych dumnych pisarskich internetowych adeptów stawać się przedmiotem kultu. Przodują w tym procederze, jak i niegdyś, nie tylko entuzjaści stalinowskiego gułagowego pragmatyzmu, ale i dr Marek Głogoczowski, wspinacz i intelektualny obieżyświat, który mimochodem doprowadził postępowanie dowodowe katolickiego oszustwa do szczęśliwego końca.
Czy więc próby rozgrzeszenia Stalina uzyskały z biegiem czasu jakieś szczególne uzasadnienie, poza odwieczną tęsknotą i podziwem wyrafinowanych umysłów do sprawowania władzy przez Dzierżymordę?
Bowiem kiedy patrzymy tylko na stół do politycznych gier, może się nam wydawać, że Stalin był zaledwie demiurgiem Zła, stworzonym dla czynienia Dobra. Takie rozchwianie pojęć może nas doprowadzić do tak upojnego relatywizmu, że tylko w otchłani wszelkiego unicestwienia będzie mogła zaistnieć polska myśl polityczna.