Wciąż nad Polską unosi się nieszczęśliwy duch ks. Skorupki, co to nawałę bolszewicką pod Warszawą wstrzymał swoim uniesionym ku niebiosom krzyżem. Nikt nie pyta, czy Skorupka miał wystarczające zasługi, by w taki sposób osiąść w pamięci potomnych. Bo nawet w ostatnim filmie o roku 1920 jawi się Skorupka jako uniesiony w religijnym zapale patriota, czyli — wedle mojej klasyfikacji — zwyczajny szkodnik.
A przecież mało już kto pamięta, że Skorupka nie był pierwszy. W tworzeniu takich legend mieli swój udział i inni. Tedy wypada wspomnieć choćby ks. Adama Logę z czasów Powstania Listopadowego. Albo, po rosyjskiej stronie, całkiem z polska brzmiącego duchownego Grzegorza Czerniawskiego, który w ten sam sposób — dla dobra rosyjskiej sprawy — zagrzewał do walki i zginął, co odpowiednio wykorzystała carska propaganda w walce na mity.
W takiej historycznej scenerii nie ma już żadnego znaczenia, że ks. Skorupkę — w banalnych okolicznościach — mogła zabić zabłąkana kula.
Może więc potrzebny jest Polsce sąd skorupkowy?
Może więc potrzebny jest Polsce sąd skorupkowy?