piątek, 18 lipca 2014

NOWAKOWSKI Marek

Czytać tzw. prozę zdaje mi się od dawna zajęciem durnym i próżnym. Albowiem zaraz widzę LITERATA, który nawet nie umie dać świadectwa swojego żywota. A ten właśnie imperatyw zdaje mi się wciąż uczciwą artystyczną konwencją, szczególnie przydatną dla bezdomnych malarzy i poetów. 
W takiej jednak manierze nie mieści mi się bohater mojej przypowieści,  albowiem zapewne zdarzyło się, że chadzaliśmy po tych samych ulicach: od Bazaru Różyckiego, Ząbkowskiej, Targowej i Wileńskiej do łach nad Wisłą i z powrotem — choćby na Targówek albo na glinianki w Pustelniku.

Tak więc teraz, gdy już nie jestem admiratorem platonicznego seksu z panią Bovary — bo jednak i Balzak wolał chędożyć panią Hańską nie używając swego pióra — a więc wiele poniewczasie — daję tu tylko tak znikome świadectwo, że nikt Marka Nowakowskiego na trasie naszych praskich wędrówek nie zastąpi.
Ta reszta to tylko literatura!