Do wywołania wojny najbardziej jest zdatna prowokacja. Niby wszyscy wiedzą, że jest to teatrum dla gawiedzi, ale bożyszcza wojny taki właśnie obrali środek otumanienia mas. Wysilają się tedy i napinają odpowiednie służby, coby efekt odpowiedni wywołać, ażeby wzajemne mordowanie się miało głębokie uzasadnienie. Pelikany zwykle łykają tak śmierdzącą strawę i obarczają winą za swoje dolegliwości żołądkowe i umysłowe bogu ducha winnych kucharzy, którzy te wydaliny umieścili w jadłospisie na wyraźny rozkaz swoich właścicieli. I tak tę bajkę można dalej nanizać na sznurek, którym zostaną zawiązane wszelkie nieprawomyślne gęby. Szkopuł jednakże tkwi w tym, że zwykle brakuje kucharzom prostackiej inteligencji, ażeby swój zamiar rzeczowo i z dużą dozą prawdopodobieństwa wykonać. I sypie się tynk z ich budowli, spadają własne rakiety za granicą ościennego państwa, które robi bokami w wojennej hucpie rzekomo broniącej cywilizowanej Europy przed ruską onucą. Onuca wprawdzie ma wypisane w Historii własne bukwy i iskustwa, własną literaturę i dorobek duchowy, własną muzykę słowiańskiej duszy - ale to wszystko ma ulec Zagładzie, bo tak chce ktoś i żąda. Dlatego ta żałosna ukraińska prowokacja na granicy w ataku na polski traktor może mieć ciąg dalszy. (Moją jednak pierwszą myślą była ta, że wydarzenie to sprokurowały służby warszawskiego kondominium, które robi bokami w szlachetnej intencji wepchnięcia Polski do wojny z Rosją.) Ukry niebawem mogą zaatakować Kraków lub Warszawę i też powiedzą, że atak wykonały Ruskie, bo bardzo im zależy przynajmniej na stworzeniu drugiego frontu walki z Rosją. Znając spolegliwość rządzącego w Warszawie pisowskiego reżymu - nie mam złudzeń, że ktokolwiek chce nas bronić przed nami samymi. Zgłupieliśmy tak bardzo, że wszelka pomoc wydaje się zbyteczna.