Mamy wreszcie Bohatera Naszych Czasów. Żyje sobie ten nasz topielec szczęśliwie wśród wodorostów mulistego dna, gdzie widoczność jest zerowa, i majestatycznym swym wdziękiem, sumiastym wąsem, zetlałym kontuszem, ogolonym łbem, szabliskiem używanym do siekania buraków, tytułem podsędka szpanuje, powagą męża stanu zahipnotyzować pospólstwo się stara, minę mędrca nieudolnie podrabia.
Opisywać świat topielców i topielic nie wydaje mi się zajęciem pociągającym ani pożytecznym. Gdy tak wielu tak dogłębnie publicznie wydaje z siebie jakieś piski i retoryczne pierdnięcia, wydzielane przez otwór gębowy w heroicznej chęci wyartykułowania swych dogłębnych myśli — milczenie zdaje się jedyną cnotą.
Opisywać świat topielców i topielic nie wydaje mi się zajęciem pociągającym ani pożytecznym. Gdy tak wielu tak dogłębnie publicznie wydaje z siebie jakieś piski i retoryczne pierdnięcia, wydzielane przez otwór gębowy w heroicznej chęci wyartykułowania swych dogłębnych myśli — milczenie zdaje się jedyną cnotą.
W takiej scenerii jest już dziecinnie łatwo doprowadzić życie publiczne do stanu permanentnego paroksyzmu — gdy w jego oparach chochoły znoszą Rzplitą skrupulatnie ze sceny.