Taki pokaz swojej myśli niezłomnej dał w 1917 roku pan Adam Michnik, do którego - wstyd wyznać - miałem niegdyś sztubacką słabość. I nie dlatego, abym szczególnie afirmował polskich żołnierzy wyklętych -albowiem mam ich za pozciwych głuptaków - ale dlatego, że ukraińskich rezunów nie da się żadną miarą przyrównać do polskich żołnierzy niezłomnych, którym nic nie zostało wybaczone.I w tym tle ugrzęzła historia mojego obrazka ofiarowanego właśnie Michnikowi. Otóż któregoś tam dnia i roku, udałem się do siedziby "Gazety Wyborczej. Michnika nie zastałem, więc mój pakunek przedkazałem jego sekretarce. Kiedy jednak po kilku tygodniach nie było żadnego potwierdzenia o otrzymaniu przez Michnika paczki, srodze się zaniepokoiłem, bo nie chciałem wyrzucać swojego obrazka na śmietnik. Telefony do redakcji nie przynosiły żasnego efektu, a indagowana na tę oikoliczność wiadoma sekretarka zbywała mnie mnówiąc, że pan redaktor Michnik otrzymuje każdego tygodnia setki takich podarunków. Uruchomiłem tedy moje prywatne dawne ekkoatletyczne sprawności i Tereska Sukniewicz pobiegła przez płotki do Pana Redaktora Michnika. Efekt był piorunujący, bo Michnik okazał się fanem polskiej lekkoatletyki i Tereski Sukniewicz w szczególności. Zaraz więc wysmarował list do mnie, jak to jest mi wdzięczny, a wszystko pogmatwał złośliwy chochlik. Przyjąłem to na wiarę, bo jeszcze Michnik załączył zdjęcie, jak to on nad swoim biurkiem wpatruje się w mój obrazek. ( Jak go znajdę w moich rupieciach to opublikuję.)
I na tym rzecz się pewnie by zakończyła, gdyby nie moje wystawowe zakusy. Zdało mi się, że i ten mój obrazek waży co nieco. Odebrałem więc Michnikowi mój obrazek na czas nieokreślony ku chwale sztuki polskiej europejskiej. I do dzisiaj się z tym fantem borykam., bo obrazek jest u mnie.