Człek ten, po długim stażu, objął był schedę w "Twórczości" po Jerzym Lisowskim w październiku 2004 roku, co poświadczają internetowe encyklopedie. Ja chciałbym poświadczyć własnym życiem, że poetnik ten sprawny marności jest siewcą.
Owóż, pan Bohdan Zadura miał takiego pecha, że ośmielił się całkiem bezinteresownie zachwycić moimi wierszykami. Głupio o tym pisać, ale tak było, bowiem mam miarodajną relację.
Rzecz jednak stała się nazbyt znana, bym mógł się cichutko przemknąć nawet w niskonakładowym piśmie literackim. I pan Bohdan Zadura otrzymał po tygodniu (tylko tak to sobie mogę wytłumaczyć) odpowiednie zalecenie, aby z zachwytu swego raczył w podskokach zrezygnować, czyli dostał – zdawałoby się – propozycję nie do odrzucenia.
(W tym samym czasie wysłałem także do "Odry" swoje brednie. I zaraz dostałem od Zbigniewa Paluszaka sympatyczny list, że, i owszem, wydrukują, bo Orskiemu też przypadły do gustu moje literki, a Paluszakowi moje obrazki. I także nastała po krótkim czasie złowieszcza cisza!)
W taki oto sposób — bo pomijam kilka szczegółów — polski poeta dał ciała. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym nie podniósł i zasług Bohdana Zadury. Właśnie obchodzę mały jubileusz, bowiem mija dwadzieścia lat od mojej ostatniej publikacji w "Twórczości". Gdyby nie Bohdan Zadura i inni — nadal bym tkwił w złudzeniu, że nad Wisłą istnieje wolna od nikczemności literatura i sztuka!
Panie Zadura, warto to było za tak niskie apanaże tak się zeszmacić?
P.S.
Naturalnie, jak każdy przeze mnie obsmarowany, ma pan Bohdan Zadura możliwość opublikowania w tym miejscu — bez żadnej ingerencji z mojej strony — swojego sprostowania lub protestu.
Owóż, pan Bohdan Zadura miał takiego pecha, że ośmielił się całkiem bezinteresownie zachwycić moimi wierszykami. Głupio o tym pisać, ale tak było, bowiem mam miarodajną relację.
Rzecz jednak stała się nazbyt znana, bym mógł się cichutko przemknąć nawet w niskonakładowym piśmie literackim. I pan Bohdan Zadura otrzymał po tygodniu (tylko tak to sobie mogę wytłumaczyć) odpowiednie zalecenie, aby z zachwytu swego raczył w podskokach zrezygnować, czyli dostał – zdawałoby się – propozycję nie do odrzucenia.
(W tym samym czasie wysłałem także do "Odry" swoje brednie. I zaraz dostałem od Zbigniewa Paluszaka sympatyczny list, że, i owszem, wydrukują, bo Orskiemu też przypadły do gustu moje literki, a Paluszakowi moje obrazki. I także nastała po krótkim czasie złowieszcza cisza!)
W taki oto sposób — bo pomijam kilka szczegółów — polski poeta dał ciała. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym nie podniósł i zasług Bohdana Zadury. Właśnie obchodzę mały jubileusz, bowiem mija dwadzieścia lat od mojej ostatniej publikacji w "Twórczości". Gdyby nie Bohdan Zadura i inni — nadal bym tkwił w złudzeniu, że nad Wisłą istnieje wolna od nikczemności literatura i sztuka!
Panie Zadura, warto to było za tak niskie apanaże tak się zeszmacić?
P.S.
Naturalnie, jak każdy przeze mnie obsmarowany, ma pan Bohdan Zadura możliwość opublikowania w tym miejscu — bez żadnej ingerencji z mojej strony — swojego sprostowania lub protestu.