Wiele lat okupował biurko w "Twórczości" tuż przy drzwiach. Podobno umiał jeździć na motorze - co jest świadectwem samego Putramenta.
Kiedy przed laty na swój debiut wybrałem "Twórczość", długo przy tym biurku czekałem na jego werdykt o wartości moich poetyckich produktów. Wiercił się i pocił, szurał nóżkami pod biurkiem, aż drzwi się otwarły i wszedł sam mroczny Jarosław Iwaszkiewicz. Fedecki poderwał się i wskazał służbiście na mnie i na to swoje biurko zawalone moimi tekstami i kilkoma gwaszami. Iwaszkiewicz na czytanie nie miał widać ochoty, bo zaczął oglądać moje obrazki. Potem spojrzał na mnie tak boleśnie z mroku swojej starości, mruknął kilka komunałów i zniknął w swoim gabinecie. Fedecki zaś kiwnął w końcu głową i podkreślił prestiż mojego debiutu na tak szacownych łamach. Po roku kiwnął głową drugi raz. Po dwóch latach kiwnął głową trzeci raz. Po następnych kilku miesiącach kiwnąłem głową ja i poszedłem do "Kultury", gdzie redaktorem działu poezji był Zbigniew Bieńkowski. Uśmiechnął się na opis moich perypetii i po dwóch tygodniach ukazał się mój poetycki debiut ilustrowany grafiką, co było niemałą zasługą także Andrzeja Gassa. Kilka dni później otrzymałem od Fedeckiego kopertę z moją zleżałą u niego produkcją i krótkim listem: "Z przykrością informuję, że z przedstawionych nam utworów poetyckich nie skorzystamy."
Na tych słowach opis dziejów żywota Ziemowita Fedeckiego się urywa.
Kiedy przed laty na swój debiut wybrałem "Twórczość", długo przy tym biurku czekałem na jego werdykt o wartości moich poetyckich produktów. Wiercił się i pocił, szurał nóżkami pod biurkiem, aż drzwi się otwarły i wszedł sam mroczny Jarosław Iwaszkiewicz. Fedecki poderwał się i wskazał służbiście na mnie i na to swoje biurko zawalone moimi tekstami i kilkoma gwaszami. Iwaszkiewicz na czytanie nie miał widać ochoty, bo zaczął oglądać moje obrazki. Potem spojrzał na mnie tak boleśnie z mroku swojej starości, mruknął kilka komunałów i zniknął w swoim gabinecie. Fedecki zaś kiwnął w końcu głową i podkreślił prestiż mojego debiutu na tak szacownych łamach. Po roku kiwnął głową drugi raz. Po dwóch latach kiwnął głową trzeci raz. Po następnych kilku miesiącach kiwnąłem głową ja i poszedłem do "Kultury", gdzie redaktorem działu poezji był Zbigniew Bieńkowski. Uśmiechnął się na opis moich perypetii i po dwóch tygodniach ukazał się mój poetycki debiut ilustrowany grafiką, co było niemałą zasługą także Andrzeja Gassa. Kilka dni później otrzymałem od Fedeckiego kopertę z moją zleżałą u niego produkcją i krótkim listem: "Z przykrością informuję, że z przedstawionych nam utworów poetyckich nie skorzystamy."
Na tych słowach opis dziejów żywota Ziemowita Fedeckiego się urywa.