Mój wychowanek poniekąd, choć różnica wieku dość znikoma. Miał raptem siedemnaście lat, kiedy do mnie trafił. Dlatego zobowiązany jestem do szczególnej wyrozumiałości, która kiedyś powinna się skończyć.
Ażeby jednak malować zdawał bodajże trzykrotnie do Akademii Sztuk Piękniejszych i na nic zdało się świecenie moim własnym przykładem. Ażeby zaś pisać, rozpoczął był terminowanie w piśmie Fołksztyme. Do dzisiaj nie wiem, czy zna jidisz, i w którą stronę tłumaczy swoje teksty. Niezbyt ze mną szczery, prawdę mówiąc, bo wciąż podkreśla, że Żydem nie jest.
Ostatnio przekonywał mnie dobitnie o aryjskości Roberta Stillera, z którym się przyjaźni. Co ciekawe, sam Stiller nie podziela jego zdania i publicznie opowiada o swojej żydowskiej inicjacji w wieku już dojrzałym, o swoim żydowskim ojcu - zapiekłym antysemicie. Pisuje też Robert do pisemek, które zaraz potem upadają. Swego czasu pisywał do Rzepy, ale wypadł, gdy zmieniła się redakcyjna konstelacja. Mimo to jest piewcą tezy, że artykuły, felietony i wiersze są drukowane w prasie nadwiślańskiej wtedy, gdy są dobre. Nie mogę zaprzeczyć, że teza ta wywołuje we mnie szczególną sardoniczną wesołość.
Użył też kiedyś, bez mojej wiedzy, mojego obrazka dla ozdobienia swojego tekstu, za co przekazał mi w imieniu Rzepy honorarium w wysokości 50 złotych polskich. Dlatego rozumiem rozgoryczenie Macieja Rybińskiego, który - nie mogąc się doprosić o godziwą zapłatę za swoje teksty - stoi teraz z kapeluszem w przejściu podziemnym Dworca Centralnego w Warszawie, licząc na miłosierdzie polactwa.
Człowiek w zasadzie mi życzliwy - ale bez przesady.