wtorek, 29 czerwca 2021

GARBUS

 Trudno rzec bez owijania w bawełnę, skąd u mnie się wzięło zamiłowanie do Garbusa. Prawdopodobnie już konik Garbusek był dziecięcą inicjacją. Później znaczącą uwagą była moja naonczas dość skrupulatna wiedza lotnicza, albowiem silnik Garbusa (tzw. bokser) po niewielkiej przeróbce mógł być sercem samolotu. Jednym z wielu wzorców był indonezyjski samolot Kunang, na którego artystycznej kopii chciałem szlakiem Bolesława Orlińskiego dolecieć do Japonii przez Syberię naturalnie, która już w moich dwunastu wiosnach jakoś szczególnie mnie korciła. Łacno zgadnąć, co z moich projektów zostało zrealizowane, aczkolwiek siłę wyobraźni trudno mierzyć chłopięcą determinacją.

Tak czy siak: skrzydła, kadłub, lotki, stateczniki, śmigło i podwozie byłem w stanie zbudować; na stole spoczywały zdobyczne podstawowe przyrządy lotnicze, ale silnik Garbusa był poza moim ówczesnym zasięgiem.  Dopadła mnie tedy zgryzota, że nigdy mój samolot nie wzbije się ponad chmury. Kiedy więc po latach zapragnąłem się zmotoryzować, nie było innego niźli Garbus kandydata. I tak stałem się właścicielem Garbusa 1200, którego dotychczasowy właściciel tak mnie niedorzecznie urzekł - bowiem zbierał stare książki - że już mało uwagi poświęciłem mojemu nabytkowi kupowanemu za dość znaczne pieniądze. Dotkliwym efektem mojej miłości do inkunabułów była trwająca trzy miesiące praca w garażu mokotowskiej okazałej willi, bym mógł z niego wyjechać o własnych siłach. Albowiem było dość stromo pod górkę, a hamulców nie było, co przy silniku bez koniecznego ciśnienia oleju nie zachęcało do samobójczych kaskaderskich wyczynów. (Dalsze zdarzenia będą dotkliwym potwierdzeniem, że Garbusem można jednak latać.)




 


niedziela, 13 czerwca 2021

FINLANDIA