niedziela, 15 marca 2020

MISTYFIKACJA

Niby jest to zwykłe oszustwo, ale przydane jest mistyfikacji wiele zwodniczych dodatkowych wdzięków. Bo przecież łasi jesteśmy szczególnie na takowe wdzięki, które przenoszą nas w rzeczywistość zafałszowaną, w której rozkwita nasze jakże złudne poczucie bezpieczeństwa: od chorób, od zdrady i zaprzaństwa, od śmierci i zapomnienia, od pychy i nieszczęśliwej miłości, i - przede wszystkim - od naszej małości wiekuistej. Kiedy więc przychodzi czas próby, padamy na kolana i paciorkami chcemy obłaskawić własną bezmyślność, która przywiodła nas do zguby. Bo w czasie Zagłady rzekomo jedyną nadzieją jest modlitwa o zmiłowanie do wyświetlanego domyślnie w Niebiesiech od czasu do czasu boskiego hologramu. 
Kiedy w pierwszych dniach września 1939 roku samoloty z biało-czerwoną szachownicą (nasze poczciwe P-7, P-11 i trochę P-24) toczyły powietrzne bitwy nad Warszawą, ludność z zapałem obserwowała te akrobacje dopóty, póki nie spadły pierwsze bomby. Dopiero wtedy wojna ukazała swoje prawdziwe oblicze, które dotąd zdawało się grymasem myślących czarnowidzów.
I dzisiaj, kiedy uwolniliśmy Dżina z butelki, wielu ma nie tylko mokre spodnie, ale jeszcze, Drodzy Rodacy, usiłuje je Wam nałożyć na głowę. Albowiem ta obecna wojna, którą karmimy własnym strachem i głupotą, nie jest i nie będzie podobna do żadnej wojny poprzedniej.

sobota, 7 marca 2020

PUBLICYSTA

Mam w tej mojej pustej głowie wiele pominiętych i zapomnianych "skarg i wniosków" - którym nie umiałem podołać - albowiem zawsze stał na przeszkodzie jakiś trywialny chochlik lub z premedytacją przeprowadzona akcja dezinformacji i pospolitego ściemniania.
Ale zawsze się przecież znajdzie wśród internetowej gawiedzi ceniony publicystyczny kuglarski Publicysta, który sardonicznym uśmieszkiem wybroni każdy umysłowy nadmuchany ekwipaż. (Ta poetycka transformacja stworzyć zapewne może  wiele racjonalnych odniesień, ale nie jest w mocy przywołać dowolnej rzeczywistości, w której akurat przebywamy).
Tedy się nigdy nasz cyrkowiec nie przyzna, komu i gdzie coś uszczknął  lub zwyczajnie ukradł i na własne publicystyczne łąki wprowadził. Czyta tedy po kryjomu teksty pozostających w cieniu - czasem z własnego wyboru - wyrobników pióra i zaraz sprzedaje za brzęczącą monetę cudze wymysły. Przy okazji zbiera wśród biedniackich fundatorów gotówkę na wykup mieszkania w przedwojennej kamienicy, bo gawiedź potrzebuje ulokowanego w zamożnej dzielnicy patriotycznego autorytetu, który duby smalone też czasem prawi i prawić pewnikiem zamierza - okraszone sowicie wiedzą dość dostępną dla w miarę rozumnych przedstawicieli ludzkości. A to wszystko dlatego, by skutecznej wizerunkowej strategii podołać.
I na ten przykład "Bantustan" - zamiennik dogorywającej Rzeczypospolitej - zrobił niebywałą karierę.  Z lubością tedy powtarzają ten synonim dziennikarscy totumfaccy. Ale żaden nie wspomni, komu zawdzięczają pozory własnej umysłowej udręki. I najzupełniej słusznie, albowiem wszystko i tak wepchane zostaje do niszczarki, której na imię wolność słowa.