wtorek, 31 maja 2011

PIĘTÓWKA Gerwazego

Otóż nie da się piętówki zaimprowizować i zwyczajnie z sokiem pomidorowym wychlać. Trzeba wstrzemięźliwością się wykazać i cierpliwością, która naturalną dla arystokratycznych rodów jest cnotą. Szczególnie tych rodów pochodzących od pewnego arystokratycznego Żyda, którego książę Sanguszko do brudnej roboty używał i dla swojej szczególnej sympatii do rodu Radziwiłłów obdarzył tym właśnie nazwiskiem.

A więc przede wszystkim, chcąc patriotycznie zrealizować Gerwazego przepis, nie myjemy nóg przynajmniej przez dwa tygodnie. Termin ten wziął się stąd, że jak Napoleon wracał ze swojej kolejnej wojny, to Józefina właśnie dwa tygodnie przed przybyciem cesarza nie miała prawa się myć. Bo takie życzenie miał cesarz i zbrojnego posłańca zapobiegliwie już wcześniej wysyłał.
Tedy my po tych dwóch tygodniach brudnej udręki moczymy cztery dni nasze nogi w cebrzyku, żeby to nalewce przydać procentów i odpowiednich aromatów. Po tych dniach czterech zlewamy esencję do dębowej beczki, dodajemy nieco spirytusu do smaku i zanurzamy się cali w beczce rozkoszując się wolnością obyczajów w Rzeczypospolitej. Dozwolone jest zabranie do beczki aktualnej kochanki, a i nawet tej następnej. Po zaledwie kilku godzinach możemy wyjść z beczki i skosztować.
Teraz jesteśmy już gotowi nie tylko do umierania za Ojczyznę - ale i do odtworzenia piastowskiego rodu.

(Copyright by Gerwazy. Alle Rechte vorbehalten.)

KWIATKOWSKI Andriej

Z Andrzejem znamy się już wiele lat. Przybył tu niedługo po zwolnieniu z łagru, bo tutaj było do tamtej ziemi najbliżej. Tam, gdzie przez wiele lat stawiał swój namiot, w zatoce, sosenki sięgające mu do piersi wyrosły w las. Jego płócienny kajak, nazwany imieniem jaćwieskiego księcia, wynurzał się zawsze niespodzianie z jakiejś buchty lub trzcinowiska.
Miał zaledwie siedemnaście lat, gdy NKWD zabrało go ze Lwowa na nieludzką ziemię. Dostał wyrok w nawiasach, czyli do uzupełnienia w razie potrzeby. Kiedy więc umundurowany sędzia zapytał go po odczytaniu wyroku, czy zrozumiał, Andriej odpowiedział — nie!
— Nie szkodzi, odparł umundurowany sędzia.
— Niedługo zrozumiesz!
I ten siedemnastoletni chłopiec tam właśnie pokochał Rosję w ten jedyny sposób, gdy uciec nie ma dokąd. Jak tu pojąć taki fenomen?!
Ano  tak, że tam właśnie spotkał Rosjan!
Bo kocha się tylko wtedy, gdy boli!

Andriej spędził w łagrze 5 (pięć) lat. Wypadły mu zęby, po zwolnieniu ważył 48 kilo. Ale przez wszystkie późniejsze lata on tam powraca. A nawet więcej: On tam nadal jest!

Kiedy do mnie przychodzi, mówi: Ty, naczalnik, sam sobie zbudowałeś własny obóz. Ciebie nie trzeba tu pilnować. Nigdy stąd nie uciekniesz.
I pochyla głowę w milczeniu nabijając fajkę. 

Kiedy więc odprowadzam Andrieja na pociąg do Workuty, obiecuję napisać do niego list na zamarzniętej szybie wagonu.


W POCIĄGU DO WORKUTY

Andrzejowi Kwiatkowskiemu
w jego powrotnej podróży do miejsca,
skąd wyjechać niepodobna.

Tak małe rzeczy po was pozostały
Na szybie wagonu zamazany ślad
Tu pełni służbę Naczelnik Niebieski
Nie was, lecz innych wybrać on ma.

Za szkłem chatynki widzę wasze
Wśród wież stopionej gwiazdy lód
Ja was w kałonie jeszcze zobaczę
Bo przecież nie wrócił jeszcze nikt.

Otwieram okno i w śnieg zamieci brnę
Przy bramie śmierć nieruchoma patrzy mi w twarz
Powiedzcie mi sami, gdzie stanąć mam
Na nasz wieczorny apel?

czwartek, 5 maja 2011

DUMA Gerwazego

Wciąż się sposobię do nauki czytania, ale póki mało wiem, też chciałbym po sobie jakiś ślad pozostawić.
Tak się jednak i akurat składa, że niektórzy bogobojni Żydzi przerobili mój rozbrajający głuptacki filosemityzm na równie ogłupiający krwiożerczy antysemityzm. Od tego czasu, nawet jak piszę o dupie Maryni, to jawić mi się ona musi jako podstępnie ukryta dupa żydowska.

Rośnie więc moja duma, że w każdej odsłonie pozostaję zawsze rozbrajającym idiotą!

KALIGRAFIA

Mądrość polityczna sprowadza się dziś do skutecznego zachęcania do udziału w grze w trzy karty lub lusterka, gdy zdezorientowany tłumek staje przy stoliku, który umyślono nazwać wyborczą urną. I całkiem dobrowolnie pozwala wygrywać ustawionym uprzednio klakierom.
Tymczasem partyje i trybuni ludowi wiecują i układają przystępne dla motłochu programy. Lud szczęka zębami ze złości i zimna, marzy o Irlandii, a Rzeczpospolita nie chce już nikomu przypominać o swoim istnieniu.

A więc nie żadna następna partia polityczna jest nam potrzebna, ale worek pokutny i kaligrafia niezdarna...