piątek, 27 grudnia 2013

KISIELEWSKI Jerzy

Jeszcze jeden synek znanego tatusia, przyśrubowany do wyrzutni startowej tzw. III RP. Radiowy wyrobnik, czyli sprawozdawca treści prasowych, które potomkowie Polan mają coraz bardziej w rzyci. Mimo to celebruje swoje umysłowe skróty w ten sposób, że poranną mszę zaczyna zawsze od zreferowania tytułów w "Gazecie z Czerskiej". A ta gazetka ma, jak wiadomo, znikome poczucie humoru, bo jak się na kogoś zaweźmie, to delikwent taki nie ma już wyboru i musi zakończyć swoje życie w stanie wskazującym na spożycie. Mimo to mizdrzy się Kisielewski do swoich klientów w ten sposób, że nazywa się "wodą po Kisielu". To najzupełniej słuszne porównanie ja  jeszcze uzupełnię, albowiem mam się za człeka wielkodusznego.
Otóż wytwory umysłu Jerzego Kisielewskiego można również przyrównać do mączki kartoflanej, umysłowego klajstru albo krochmalu. A ta ostatnia ingrediencja służyła niegdyś do usztywniania białych kołnierzyków, które zawsze są ostoją wszelkiej władzy.
Naturalnie obok sutanny!
Czyż więc z jabłoni nie spadają zgniłe owoce?

czwartek, 19 grudnia 2013

ZACHWYT nocny

Wciąż — o każdej porze dnia i nocy, w każdej porze roku, mimo przyrodniczych kataklizmów — słyszymy o Stasiuku albo podobnych literatach dopuszczonych najzupełniej przecież bezinteresownie do mikrofonu. Wszakże nagłośnienie przekroczyło już dawno granicę słyszalności, więc dudni sobie bezradnie ta propagandowa tuba wiadomej proweniencji — coraz bardziej z siebie zadowolona. A tu, cichutko, pisze swoje teksty jakaś niewiasta, której nawet do głowy nie przyjdzie, żeby się z kimkolwiek ścigać i głos podnosić. Dzięki tedy koniom achałtekińskim — jako że jest to wynalazek Jacka Kobusa — popadłem w szczenięce zachwycenie. I to proszę przeczytać...

"Rano, gdy ciemno jeszcze, jadą pierwsi zulowcy. Zjeżdżają wąwozikiem od strony wsi i zagłębiają się w las. Widzę ich, gdy suną, po okrutnej dziurawej drodze, za domem Walków. W czarnej mgle kołyszą się między modrzewiami światełka.
Piękniście wyglądają te czerwone, więc stoję i patrzę. Stary Borkoś prowadzi konwój, bo tylko on ma światła w ciągniku. Na końcu jedzie jednooki zetor syna, a w środek wzięli całkiem nieoświetlony LKT. I tak se jadą. Na zrębie nie czekają  na świt i odpalają piły po ciemku. Spieszą się nie wiadomo do czego, jak jakieś głupki.
Idę do jeziora skrótem. Suche patyki się łamią, a świeżo opadłe gałązki sosnowe owijają się mi wokół butów. Idę do domu. Słyszę, jak Walkowie zamykają w komórce czarnego psa, który biega wolno w nocy i puszczają tego, co biega wolno w dzień."

I dalej znajdziecie Państwo te teksty tutaj:

www.na27stronie.blogspot.com

(dopisane 10 lipca 2015)
Noc jednak nie zawsze sprzyja twórczej wenie i jasności myśli. Tak więc moja nocna laurka, w zamierzeniu nieco na wyrost, ukazuje mi się dzisiaj jako poetyczna wydmuszka. Nie jestem aż tak okrutny, by nie umieć powiedzieć, że się myliłem. W literaturze i sztuce bezinteresowność myśli zdaje mi się wciąż wartością elementarną. Wszelakie chwasty potrafią się rozplenić pod postacią urzekających i odurzających ziół... I w tej manierze znikamy, bez prawa do pisania i dobrotliwego gaworzenia. Redaktorki w necie czuwają...
(dopisane 14lipca 2014)
Ten wieloznaczny tekst trudny jest do skomentowania. Tak czy siak Magdusia obiecala pisać i skreślać. A najlepiej pisać w stanie szczególnego ducha, bo atrament szybko wysycha, by złapać pogubione myśli. Tedy musimy się mieć na baczności, bo wszelakie przypadkowe zbóje czychają na nasze dziewictwo...