piątek, 27 marca 2015

LATANIE

Od zarania, a więc od chwili, gdy rozstałem się z plemnikiem mojego protoplasty, szukałem możliwości wzniesienia się w powietrze. Chmury zdawały się najbliższą Obiecaną Ziemią. Na nich budowalem mój Dom i na tych chmurnych łąkach galopowały moje konie. Ziemia zdawała się tymczasowym schronieniem.
Potem  ktoś  wykradł  z  mojej  biblioteki  książkę  o pilotowaniu Kukuruźnika (PO-2), uniemożliwiając mi w ten sposób dalsze doskonalenie pilotażu. Wprawdzie i Polikarpow miał taką przypadłość – wedle obowiązującej obecnie doktryny – że był Rosjaninem, ale mimo to poczciwa Parkotka była dla mnie zawsze skrzydłem, prócz szybowca, na którym wzbijałem się ponad chmury.

Dzisiaj naprawiam mojego Kukuruźnika (mercedes 310), który wprawdzie tylko na czterech kołach przestrzeń pokonuje, ale i on przecież potrafi w szczególnych okolicznościach pofrunąć. Wystarczy, że dorobię mu skrzydła!

niedziela, 22 marca 2015

LEŚNICZYNA

Takie imię jej nadalem, ale trudno pominąć ważniesze aspekty. Otóż jest Leśniczyna moją sąsiadką zza lasu. Niestety mężata jest i dzieciata, ale wciąż jeszcze w niewoli grzechu. Ona sama także wysyła czytelne znaki i potrafi porwać na mnie koszulkę w afekcie. Ja tam nie jestem takim akcjom przeciwny, ale mam na uwadze jej męża, który chowa w szafie dubeltówkę. Tak więc na nic grzeszne myśli o dzikim seksie, także dla Leśnych Dziadów. 
Kiedy jednak idę do Puszczy, za każdą sosną czyha na mnie Leśniczyna. Gdybym tak był świerkiem... to i Puszcza by się ostała!

sobota, 21 marca 2015

KABOTYN

To zjawisko tak jest powszechne, że mało komu przyjdzie do głowy taki zamysł, ażeby tworzyć nową definicję. I otóż ja się odważę, albowiem niezmiernie tanim kosztem, teatralnie katolicki i fetowany na parafiach prezydęcki kandydat niezmiernie katolickich zbawców Rzeczypospolitej nie wyczerpuje znanych definicji, które w słownikowym skrócie określają takiego delikwenta jako człeka lubiącego tanie efekty, komedianta i efekciarza. Wprawdzie nadałem temu jegomościowi ksywkę "Referent", ale i ona jakże jest kaleka w próbach sklasyfikowania tego przedstawiciela ssaków jako trywialnego manipulanta.
Dlatego przywołuję w tym miejscu po raz wtóry owego kandydata, uzupelniając ową definicję.
Owóż takim Kabotynem jest instruktor strzelnicy Grzegorz Braun – mniemam że ze znikomym  przeszkoleniem bojowym – wynoszony przez policję z siedziby PKW z manifestacyjnym różańcem w rękach.

Powiedziałem!

niedziela, 8 marca 2015

MAKOWSKI Aleksander

Naczelnik XI Wydziału Departamentu I MSW zajmującego się – i zupełnie słusznie – tzw. demokratyczną opozycją w czasach PRL. Jaka ta opozycja była w istocie, mogę prawić przez trzy wieczory. Dzisiaj pan pułkownik został literatem i bryluje w telewizyjnych stacjach męki pańskiej, bo obowiązuje także byłych oficerów wywiadu rytuał katolicki, albowiem dali się bez widocznych oporów przewerbować na ten izm w rycie rodem z Wall Street. Wprawdzie pan pułkownik albo jego podwładni mają na swym koncie i taki sukces, że starali się w kretyński sposób zastraszyć Błotniaka, ale mnie takie działania zawsze dość skutecznie śmieszyły, a to dlatego, że przyjęcie takiej metody w operacyjnym działaniu jest nad wyraz nieskuteczne i wzmacnia w rozpracowywanym obiekcie poczucie świętej racji, co już prostą drogą prowadzi do uświęconego męczeństwa z fanatycznym wsparciem. Mimo to oglądałem każdego ranka przewody hamulcowe w moim Garbusku, bo współpracownicy Makowskiego albo on sam przyjęli taką metodę nacisku, w której mogłem zginąć w wypadku samochodowym – aczkolwiek nigdy nie traktowałem poważnie takich ostrzeżeń z przyczyn natury technicznej.
Po przełomie został pan pułkownik pogromcą mitycznego Bin Ladena, współpracownikiem wywiadu brytyjskiego i zlokalizował nasze największe zagrożenie w Rosji.
I to jest wystarczająca puenta!

poniedziałek, 2 marca 2015

KUNDLIZM

Nawoływałem, w różnych miejscach moje literki zostawiałem i nic nie pomogło. Tedy zmuszony jestem do jawnej konfrontacji.
Owóż wszelakiej maści publicyści – papierowi i internetowi – wciąż muszą się posługiwać naszymi Mniejszymi Braćmi w swoich polemicznych urojeniach, aby szczególnie wykazać marność ludzkiej kondycji swoich przeciwników.  I tu mają do dyspozycji takie epitety, jako ostoję niewolniczo kopiowanej bredni:

Skundlenie!
Zezwierzęcenie!
Zbydlęcenie!
Łże jak pies!
Małpi rozum!
Ptasi móżdżek!
Ujadanie kundli!
Syjonistyczne kundle!
Kąsające ratlerki!
Głupie gęsi! (krowy)
Te świnie! (wieprze)
Ty suko!
Ty baranie!
Ty niewierny psie!
Pies! (o policjancie)
Zwierzęca propaganda (J.M.Rymkiewicz)
Wreszcie tak spopularyzowany przez Wańkowicza
Kundlizm!

I tak dalej w tym stylu, w ten deseń, w ten szlaczek, bez żadnej refleksji... Chociaż i to z należną uwagą wypada dodać, że mają takowi pisarze i publicyści znamienity wzór rodem z Ukrainy. Otóż niejaki Maksym Żeleźniak takie wśród ukraińskiego ludu propagował hasło: "Polak, Żyd i pies to jedna wiara", więc wieszano polskiego dziedzica razem z jego psem!

FYM

czyli FREE YOUR MIND. Swego czasu swoisty internetowy autorytet dla zagubionych poszukiwaczy i statystów. I oto, po wydaniu przez ultrakatolickie wydawnictwo jego książki p.t. "Czerwona strona Księżyca", facet przeistoczył się w inną formę materii, co jest elegancką formą nazwania wariactwa. Taka jest bowiem naturalna poniekąd konsekwencja nazbyt karkołomnego rozjechania się literackiej fikcji z rzeczywistością, mimo że tak wielu uwierzyło w te księżycowe brednie smoleńskiej maskirowki. Pozostali więc zbolali i opuszczeni wyznawcy, uwiedzeni zwodniczym czarem jego literackich urojeń.
Cóż teraz pocznie owa sekta smoleńska bez swojego kapłana, który na ich głupocie i łatwowierności odprawił swoją mszę... i tak drastycznie zrobił ich w przysłowiowego konia?

Zaiste, każdą rzeczywistość można – przy pomocy "artystycznej" kreacji – skorygować do założeń głównego planu! W tej sytucji Uwolnienie Swego Umysłu (USU) wydaje się już być prostym socjotechnicznym zabiegiem. A w szczególności – uwolnienie od wszelkiej zgubnej myśli!

(2013)