niedziela, 8 marca 2015

MAKOWSKI Aleksander

Naczelnik XI Wydziału Departamentu I MSW zajmującego się – i zupełnie słusznie – tzw. demokratyczną opozycją w czasach PRL. Jaka ta opozycja była w istocie, mogę prawić przez trzy wieczory. Dzisiaj pan pułkownik został literatem i bryluje w telewizyjnych stacjach męki pańskiej, bo obowiązuje także byłych oficerów wywiadu rytuał katolicki, albowiem dali się bez widocznych oporów przewerbować na ten izm w rycie rodem z Wall Street. Wprawdzie pan pułkownik albo jego podwładni mają na swym koncie i taki sukces, że starali się w kretyński sposób zastraszyć Błotniaka, ale mnie takie działania zawsze dość skutecznie śmieszyły, a to dlatego, że przyjęcie takiej metody w operacyjnym działaniu jest nad wyraz nieskuteczne i wzmacnia w rozpracowywanym obiekcie poczucie świętej racji, co już prostą drogą prowadzi do uświęconego męczeństwa z fanatycznym wsparciem. Mimo to oglądałem każdego ranka przewody hamulcowe w moim Garbusku, bo współpracownicy Makowskiego albo on sam przyjęli taką metodę nacisku, w której mogłem zginąć w wypadku samochodowym – aczkolwiek nigdy nie traktowałem poważnie takich ostrzeżeń z przyczyn natury technicznej.
Po przełomie został pan pułkownik pogromcą mitycznego Bin Ladena, współpracownikiem wywiadu brytyjskiego i zlokalizował nasze największe zagrożenie w Rosji.
I to jest wystarczająca puenta!