środa, 16 kwietnia 2014

KOŚCIELSKI Zygmunt

Tak na przednówku — gdy niecierpliwie wyglądamy słonecznych podmuchów — zacząłem się z wampirycznym wdziękiem rozglądać za następną ofiarą, której krew nie zatruje ani mojego serca, ani mojego w miarę dobrego mniemania o sobie.  I akurat napanoszył się z mroków niepamięci bohater  tego aplauzu.
Owóż Zygmunta poznałem nad Utratą, gdy jeszcze był delikatnym i wiotkim młodzieńcem. Coś tam pisywał, coś tam też z konieczności wygłaszał. I w tej materii zapadł mi się w pamięć dlatego, albowiem orzekł, że wiedzę — i owszem — mam sporą, ale "nieuporządkowaną". I chyba od tego czasu staram się, tak bardzo się staram — być bardziej uporządkowany! 

Tak czy siak mamę miał wspaniałą: z Bohdanowiczów, którzy na rynku w Tykocinie kiedyś trwali. Zygmunt utratę rodowej chałupy jakoś przeżył i zatrudnił się w TVP, gdzie był ważnym redaktorem. Potem odpowiednie siły puściły plotkę, że Zygmunt nazywa się w istocie Burski — i go zmieszali publicznie z błotem, co jest przykładem takiej patriotycznej schizofrenii, której zasadniczym symptomem jest naganność służenia swojemu krajowi w WSI, a wynoszenie na pomniki zdrajcy wysługującego  się amerykańskiej wojennej fladze na wszystkich kontynentach.

Kiedy, po latach, odezwałem się do niego podając mu adres Dziupli, zanurzył się nieoczekiwanie  w jakiejś toni, gdzie postanowił uchodzić za eksperta od druków ulotnych, które ja tak bezrozumnie kiedyś wspomagałem.  Naturalnie śmieszy mnie nieco ta nowa Zygmunta profesja, albowiem jest w pewnych kręgach przyjęte, że nie uchodzi pisać o wszystkim. Tedy korzysta on u mnie z immunitetu. Ostatecznie nawet dawna przyjaźń powinna mieć swoje przywileje!

(dopisane w marcu 2018)
Zygmunt przeprowadził się do Tykocina 23 lutego 2018 roku. Odpowiedni anons zamieściła "Gazeta Wyborcza". Trudno mi rzec, czy zobowiązała się w ten sposób sprawować pieczę nad Jego Duszą. Do mnie przyszedł Zygmunt w nocy zaraz po tej dacie, co wskazówką jest, że wszelkie kontrowersje należy rozplątywać bez nadmiernej zwłoki, zanim nekrolog nie zamknie ostatecznie przedmiotu sporów.
W moim archiwum jest gdzieś Zygmunt na ulicy Trockiej  (tej od Troków), ukryty w kapucy. Poszukam, ale nie daj się Zygmuncie zwieść, że Ciebie już wśród nas nie ma. Nie dokończyliśmy wielu rozmów, nie dopiliśmy łąckiej śliwowicy, nie dokończyłem strojenia Twojego pianina.
Tak więc porzuć truposze ubranie. Wstań i idź!
Bo jakże może istnieć Tykocin bez Bohdanowiczów!?