piątek, 23 stycznia 2015

BUJAK Zbigniew

Jak mi niegdyś z dumą chazarska rodzina UB–ckiego ministra opowiadała, ukrywał się u nich Bujak w   stanie wojennym. I to był swoisty majstersztyk opozycyjnej legendy, bo nikomu przecież z komunistycznych "siepaczy" nie mogło przyjść do głowy szukanie Bujaka w pokoju obok. Ja wprawdzie domniemywam, że miejsca pobytu Bujaka były doskonale Organom wiadome – a przynajmniej jego utajnionej w wewnętrznych strukturach części. Bo przecież po to była ta cała hałaśliwa impreza, ażeby przygotować kadry dla nadciągającej – rozbiorowej po wsze czasy –koncepcji utylizacji Rzeczypospolitej. Tedy jakże tu poważnie, dla publicystycznej oracji, można traktować plenipotencje generała Kiszczaka, skoro on nawet tak jawnej ekspozytury wykryć nie zdołał?...

Zaledwie kilka lat później nadszedł czas zbierania plonów. Oto ten prześladowany niemożebnie przedstawiciel klasy robotniczej z Ursusa, stał się jednym z ojców założycieli koncernu Agora S.A!  I zaraz z elektryki przeskoczył zgrabnie na magistra politologii, prezesa Fundacji Batorego, prominentnego działacza kilku partii, naczelnego celnika, posła i wykładowcę Uniwersytetu Warszawskiego i co tam jeszcze – bo lista jest długa. A teraz ten osobnik głosi doktrynę wojenną, w której rolą polskiego żołnierza ma być umieranie za ukraińskich oligarchów i banderowski odurzający koktajl. – Zaiste, Giedrojć nie wiedział co czyni!

Czy więc Zbig nie jest czasem zwykłym, wypchanym szczególnym etatowym etosem popychadłem?
Tak sobie a Muzom pytam...






środa, 21 stycznia 2015

IDIOTA

Wszyscy moi Drodzy Czytacze to zapewne wiedzą, że Błotniak nie używa inwektyw. Taki bowiem skrót myślowy może być jedynie świadectwem naszej publicystycznej porażki. Aliści wciska mi się pod pióro pewien jegomość z Piaseczna, brylujący od lat na salonach alternatywnej Rzeczypospolitej, której co i rusz wyspecjalizowane ekipy robią sztuczne oddychanie – dla publicznej uciechy. Chociaż,  jak się komuś w końcu zemrze, to jest przecież okazja, aby sobie popić i podeżreć – a takie uczestnictwo w stypie zawsze jest lepsze, niźli wybieranie jedzenia z śmietników. Widać tu rękę strategów...

Mimo to zamierzam niezłomnie obdarzyć tą inwektywą niejakiego Rafała A. Glebowicza. A to za te jego bezcenne slowa: "...Łyszczyński /.../  był dla współczesnych Breivikiem chwyconym za rękę tuż przed odbezpieczeniem broni".

Co prawda, wedle Glebowicza, ja sam zapewne jestem agentem wpływu albo pożytecznym Idiotą – na nic więc tu moje grymasy! Tedy – na wszelki wypadek – oświadczam z mocą, że Rafał A. Glebowicz Idiotą nie jest!


ROZBIEŻNOŚĆ

Różnić się w opiniach – jest statutowym obowiązkiem każdego myślącego człowieka. Ale jak wytłumaczyć aż taki faktograficzny rozjazd?

Dr Lech Kowalski (jeden z aktorów zatrudnionych w filmie Grzegorza Brauna "TOWARZYSZ GENERAŁ") : – "w 1968 roku usunięto z wojska 1400 oficerów pochodzenia żydowskiego".
(Oświadczenie to ma wyraźnie naganny charakter).

Generał Wojciech Jaruzelski : – "usunięto 104 oficerów pochodzenia żydowskiego".
(To wyznanie podane jest z zakłopotaniem i w tonie przepraszającym).

I nich mi ktoś powie, że publicystyka nie ma tu pola do popisu...




piątek, 9 stycznia 2015

OLEKSY Józef

Coraz częściej wypada mi pisać o świeżych nieboszczykach, co nie może być dobrym znakiem, aczkolwiek Bogowie mogli mieć inny zamiar!
A tu tłoczno w tej parafialnej salce, bo nawet zdeklarowani komuniści woleli sobie zostawić furtkę dla Zbawienia Wiecznego w katolickim parafialnym sklepiku, zamieniając sutannę na garnitur sekretarza wojewódzkiego PZPR albo innych nomenklaturowych pomazańców. I tu Józef Oleksy dość wcześnie rozpoznał ówczesną rzeczywistość i zatrudnił się w odpowiednim resorcie. Ja akurat dość powątpiewam, że ten strzelisty akt spowodowany był bezinteresowną miłością do Rzeczypospolitej (Ludowej), ale dopuszczam i taki scenariusz, albowiem nie dysponuję aktami dla ostatecznego werdyktu. Wprawdzie jego udział w kilku radach nadzorczych też daje do myślenia, ale staram się nie być aż tak małostkowy, bo przecież służyć Ojczyźnie należy tylko w eksponowanych i dobrze płatnych zajęciach.
Mimo to – jakże wiele wątpliwości musi wzbudzać jego cała polityczna kariera, której jedynym nośnikiem nie mogła być przecież aura jowialnego Wujaszka Wani umoczonego w bolszewicki eksperyment.  Bo nawet i Czechow umierał nieodwracalnie – odwracając się do ściany – chociaż Imperium zdawało się trwać po wieczne czasy.
I oto, jak wieść niesie, wystąpi Józef z przemówieniem na swoim pogrzebie, bo któż lepiej zadba o jego dobre imię. Przy okazji może powiedzieć to, co w doczesnym życiu wzbraniał się publicznie powiedzieć, chociaż wiedza w tym zakresie zdaje się funkcjonować już od dawna w dość powszechnym tubylczym odczuciu. 

Jest więc Józef Oleksy – w swojej Drodze w Zaświaty – zaledwie przypomnieniem, że wciąż nie wiemy, kto i w jakim celu przywołał nas tak okrutnie do Istnienia, z którym nie umiemy sobie żadną miarą poradzić.

Jak można było przewidzieć – nie uszanowano jego ostatniej woli, urządzając w zamian pokaz hipokryzji. Póki więc ta mowa pogrzebowa gdzieś nie wypłynie, pozostaje lepiej przyswoić sobie jego krystaliczny zarys oceny niektórych żałobników, dokonany bezinteresownie w pamiętnej rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym w jakiejś knajpie. – (dopisane w dniu 16 stycznia 2015).


środa, 7 stycznia 2015

FAKSYMILE

Moi Drodzy Czytacze oraz podglądający mnie usilnie strażnicy i internetowi "redaktorzy", pewnie już zauważyli, że dość często moje z założenia oszczędne komunikaty nie stanowią w chwili ogłoszenia zamkniętej formy. A to dlatego, że publikowane w tym miejscu teksty są z mocy mojej decyzji brudnopisem, czyli szkicownikiem, gdzie wszelkie kleksy i wahania pióra mają być zaznaczone. To naturalnie zwykle znika w dalszej obróbce, aliści nie ma we mnie takiej potrzeby, by moje pióra stać się miały kiedyś zafałszowanym eksponatem w Galerii Ludzkiej Niegodziwości!
Tak więc zdarza się, że po napisaniu zasadniczej sekwencji, przez następne dni spieram się z samym sobą. Albowiem – po wielu moich internetowych doświadczeniach – taką nabyłem przypadłość, że najlepszym polemistą w takiej konfiguracji jestem tylko ja sam. I stąd wynika moje tutaj usprawiedliwienie.

Osobną kwestią są moje felietony w Dziupli i tutejsze wypociny. Bo i to daje się zuważyć, że dzieli je narastająca sprzeczność. Ale taki jest mój podpis, który z niechęcią tutaj zostawiam w poszanowaniu dla tzw. wyższych oczekiwań i konieczności.

piątek, 2 stycznia 2015

NOWAK Andrzej

Jeszcze jeden Nowak, bo w Polszcze Nowaków dostatek! I, dla uwiarygodnienia tego fenomenu, nie ma potrzeby przeprowadzania dowodu rzeczowego w zakresie genealogii nazwisk, bo ostatecznie mały mieliśmy wpływ na tarło naszych prababek i pradziadków.
Tym razem to zaledwie proffessorek z krakowskiego grodu, któremu bynajmniej ten tytuł nie wystarcza i chciałby jeszcze zaznać glorii w prezydenckim majestacie. I, jak się dorwie do mikrofonu, to mu leci proffessorska ślina na każdy temat, a szczególnie dobrze się czuje jako chwilowy mąż stanu. Tedy baja o rosyjskiej hipnozie, która w putinowskiej Rosji tak wbrew ich woli Rosjan zniewoliła. I ten   proffessorski bajarz, z zwodniczą lekkością swego krasomówstwa, wielkodusznie ofiaruje oto Rosjanom – dla ich i polackiej szczęśliwości – własny projekt rozbioru Rosji, co zapewne tylko przypadkiem współgra z wojenną doktryną Wuja Sama. I jakże jest oburzony, że ten tak pogardzany  Putin nie dopuścił do powstania na rosyjskim Krymie pokojowej bazy proffessorskiego Wujaszka zza oceanu albo kuzyna z Pustyni Negew, a jeszcze się ośmielił zadrwić z kowbojskiej potęgi, która chciała sobie na Morzu Czarnym rzekomo tylko popatrzeć na swój ukraiński lunapark.

Oto wielebny przedstawiciel – złowieszczej dla Rzeczypospolitej – myśli politycznej na Arcanie!