piątek, 11 grudnia 2015

ROSSIJA

Przecież nie dlatego kocham Rosję, że mi bolszewicy wujka Filipa Gaguckiego zamordowali, a wuja Mietlickiego  (sieło Ganiuszkino, 200 kilometrów od Petersburga) trzymali 25 lat w łagrze. Nie dlatego, że mojej rodzinie odebrali młyn w Kobryniu, a jego właściciela Stefana Trzeciaka skazali na karę śmierci – by i młodocianego synka Władysława doświadczyć siedmioletnim pobytem w kopalniach Workuty. Nie dlatego, że wuja Zygmunta Jezierskiego po wojnie aresztowali i wysłali na (skrócony) trzyletni wyrąb w syberyjskich lasach. Nie dlatego, że wujka porucznika Rudolfa Frosztęgę w Katyniu rozstrzelali. – Kocham Rosję dlatego, że wspólny jest nasz los, bo przemieszały się polskie i rosyjskie kości.


(Ilustracja do zbiorku poezji Jana Polkowskiego p.t. "To nie jest poezja", wydanym we wrześniu 1980 roku w "NOWEJ". Drukowane na sicie. Opracowanie graficzne tej książeczki robiłem dwa razy, bo pierwszy (lepszy) projekt przywłaszczyła sobie SB).

poniedziałek, 30 listopada 2015

VAENGA Elena


Elena jest do zachwycenia, aczkolwiek kiedy śpiewa zakazane pieśni to możemy mieć dylemat. Nie powiem więc, które pieśni najbardziej mi się podobają. W programie rozrywkowym dla polskich tubylców, przewidziane są przecież zajęcia w zakresie rozwijania umiejętności śpiewania falsetem. Więc jak sobie nawet zanucę alkoholowym basem pieśń burłaków, będzie to napiętnowane jako działalność antypaństwowa.

sobota, 24 października 2015

SMOKI

Smoki, z natury rzeczy, zajmują w naszych wyobrażeniach dość poczesne miejsce, albowiem ze Smokami pod poduszką umieliśmy zasypiać w naszym dzieciństwie. (Z czasem przydane zostały Smokom nikczemne właściwości, które niekoniecznie oddają ich smoczą naturę).
Otóż, mając łapy umazane gliną, w szale twórczym jakże ułomnym, chociaż nie zamierzałem nigdy odbierać uznanemu Stwórcy jego plenipotencji, owóż, dla dania świadectwa moim profetycznym zdolnościom na kilka godzin przed udaniem się do urn, w których czeka nas życie wieczne – otóż słyszę z oddali złowieszczy pomruk.
A to dlatego, że Smokom zwykle odrastają ich ucięte wprzódy głowy. 

wtorek, 20 października 2015

KOWALSKI Marian

Metamorfoza przedwojenna w wielu wymiarach – tedy tkwiący po bicepsy i uszy w piłsudczykowskich i katolickich skłamaniach. Spiker pastora. Demaskator ruskich agentów we własnych szeregach. Wiecowy mięśniak tubylczej myśli politycznej, cytuję : "Baz amerykańskich się nie boję. Cztery tysiące Amerykanów nie weźmie Polaków pod buta, na pewno! Natomiast, jak nie będzie tych Amerykanów, to ja nie wierzę w papierowe deklaracje o Unii Europejskiej pana Putina".
Owóż ten cytat dobitnie wedle mnie świadczy, że pan Kowalski postradał  – w nadmiernym dbaniu o sylwetkę – możliwość umysłowego rozwoju.
A żona, nie powiem, warta grzechu! Co dobitnie wskazuje, że niewiasty - jakże często - zatraciły intuicję i poczucie dobrego smaku.

wtorek, 8 września 2015

ZELNIK Jerzy

Uśmiechnięty dobrotliwie katolicki Faraon!
Dobroć ta szczególna zdaje się jednak wynikać z religijnego układu, albowiem nic tak nie wspomaga naszego poczucia wartości jak prznależność do wyimaginowanej większości. Zabalsamowany tedy szyderczy uśmiech jest jedyną materią, która w wykoncypowanym katolickim oszustwie przetrwała prawie dwa tysiąclecia.

(dopisane 18 marca 2016 roku)
Teczka Faraona jednak dla archeologicznych badań pozostała. I teraz Faraon zasłania się niepamięcią, bo był młody i tylko sex był mu w główce. Gdyby był kobietą – mógłby zawalczyć o niepokalane poczęcie. Kościół katolicki miałby rzeczywistego patrona dla swoich religijnych orgii.  

piątek, 4 września 2015

KISZCZAK Czesław

Trudny to biogram jest do napisania, ale nie chciałbym być w tym obozie zwyciężców, który uzyskał dostęp do jedynej prawdy objawionej. Dlatego zostały trudne pytania i najlepiej by było, gdyby stawiali je Generałowi niezbyt uprzedzeni wyrobnicy pióra w propagandowej wojnie.
Owóż za całkowity idiotyzm i nikczemną umysłową epilepsję uważam zarzut wobec Generała, jakoby to na jego rozkaz zamordowono w okrutny sposób ks. Jerzego Popiełuszkę lub też nieszczęsnych górników z kopalni "Wujek". I jeszcze padają takie zarzuty z ust oświeconych patriotów, że Kiszczak to sowiecki jest generał! 
Panowie i Panie! Wedle mnie, generał Czesław Kiszczak jest jak najbardziej polskim generałem świadomym swoich ograniczeń. I dla was, którzy gadulstwem niezłomnym podpieracie swój łatwy patriotyzm: – weźcie, proszę, pod rozwagę multum polskiej zatraty o której macie tak znikome pojęcie   – albo świadomie powielacie zużytą kalkę.
Generał Czesław Kiszczak zasługuje na polski Panteon!
I jedną mam do Generała pretensję: dlaczego nikt nie zechciał ratować przed śmiercią niechybną generała Fieldorfa? Gdzie się podziali Jego Żołnierze? Gdzie był wówczas Pan, Generale?!
Proszę o żołnierską odpowiedź!

(szeregowy w stanie spoczynku)

(dopisane 18 marca 2016 roku)
Wciąż podnoszą się w publicznej przestrzeni "odważne" głosy – mianujące generała Kiszczaka na wacat szefa równoległego Gestapo pod wiadomym zarządem. Ci, którzy używają takich porównań, najwyraźniej stracili nie tylko zmysły, ale i sumienie. Elementarna wiedza także nie wydaje się im potrzebna. Tedy bez żadnych ograniczeń imputują generałowi Kiszczakowi wszelkie możliwe zbrodnie. Mam takie jednak dojmujące domniemanie, że ta hałaśliwa hałastra tej jedynej prawdzie pozostanie wierna, albowiem nie ma w programie  odpowiedzialności za swoje słowa i czyny! Generał Czesław Kiszczak ma dla obrony jedynie swoją mogiłę!


środa, 2 września 2015

LICZNIK

Taki tu mam ambaras: albowiem – dla porządku w blogosferze – wypada opisywać wady lub nikczemną robotę w jej strukturach. I oto – przymuszony taką niby "nadzwyczajną" okolicznością – poniższy formułuję pozew, chociaż przy mojej internetowej pisaninie mam przykre uczucie swędzenia i co rusz widzę białe robaczki. I jest to naturalnie moja całkowicie przypadłość, ale formułuję to samooskarżenie w ludzkim odruchu współczucia, bowiem nie jest znośne dla mnie przypuszczenie, że ci delikwenci, których moje teksty zanadto przerastają, doznają wątpliwych doznań ze strony swej umysłowej sraczki. I tyle tytułem wstępu pozwalam sobie dołączyć do pozwu o zanikaniu licznika na blogspot.com.
Pisanie bowiem ma taką wadę, że trudno pisać dla samego siebie. (Malarstwo, dla przykladu,  pozbawione jest takiej ułomności). Dlatego licznik pełni dość istotną rolę, nie pozwalając nam  na uśpienie zmysłów. I oto po raz drugi licznik odwiedzin na "Dziupli" został skasowany (poprzednio licznik się wyzerował). Zachował się za to wewnętrzny licznik, który tylko dla mnie jest dostępny. Dlatego zapodaję jego stan na dzień dzisiejszy:

"BŁOTNE ABECADŁO" – 21181
"DZIUPLA BŁOTNIAKA" – 25968

I w tym miejscu, póki co, będę te liczby uaktualniał.

7 września 2015
21338
26152

12 września 2015
Po miesięcznej nieobecności licznik zmartwychwstał, by w następnych dniach pojawiać się i znikać. To mi wygląda na zapomnianą zabawę w ciuciubabkę.

14 września 2016
27456
34563

środa, 19 sierpnia 2015

SZARGIEJÓWKA

Z panem Tadziem znamy się już sporo lat. Trafiłem do niego za sprawą remontu mojego ówczesnego Garbusa. Tedy na przedwiośniu, czyli jeszcze w głebokich suwalskich śniegach, tyrtałem codziennie do Tadeusza wiele kilometrów na piechotę, pokonując lodowcową puszczańską zmarzlinę. Tadzio witał mnie w swoim zasmarowanym kombinezonie i roztaczał wizje kolejnych mechanicznych bóstw, napędzanych z reguły śmigłem, co wywoływało mój młodzieńczy entuzjazm – który po latach staramy się kultywować wymieniając się zacnymi trunkami. Banalnym więc będzie stwierdzenie, że pan Tadzio należy do odległej epoki. A jeśli ktoś chce pana Tadzia bliżej poznać, niechaj go stara się odszukać na załączonej fotografii.



czwartek, 13 sierpnia 2015

DOBROSŁAWA

Czyli Autorka bloga pod tytułem: mojaslowianskafilozofia.blogspot.com
Owóż Internet dał nam bajeczne możliwości komunikowania się i dzięki niemu możemy odszukać pokrewne Dusze. I nie wątpię, że Dobrosława nie jest tylko internetowym bytem, albowiem żeby coś opisać, trzeba czasem dość długo terminować w różnych szkółkach – a i samokształcenia nie należy zaniedbywać.
Słowianką jest tedy przede wszystkim Dobrosława w wielu aspektach. Nie wszystkie Jej fascynacje podzielam, ale dla dobra naszej słowiańskiej sprawy w moim "Błotnym abecadle" pomieszczam. A i to dla pieprzu dodam, że dziwaczna mi się wydaje Dobrosławy afirmacja dla "orkiestry świątecznej" i przykładowego Głupka, któremu się uroiło, że zawłaszczył słowiańskie bajdy i mity na swoją tylko skórę!
Mimo to – obym się spotykał z Dobrosławą przez następne sto lat! Przynajmniej takie jest moje życzenie!

czwartek, 6 sierpnia 2015

KRYM, czyli Tauryda

Krym znam jedynie z rosyjskiej literatury, więc zdawał się oczywistą częścią rosyjskiego imperium. (Mapa wprawdzie ulegała przemianom, ale plemię Taurów nie brało już udziału w wytyczaniu granic). Wszakże dzisiaj skala zniszczenia może wymknąć się naszej wyobraźni, kiedy zechcemy kartografię przyciąć do zamierzeń konstruktorów nowej mapy świata, gdzie dominującą ideą jest agresywny polityczny fatalizm. – Ale, na Swarożyca, czy twór ukraińskiego szowinizmu ma jakieś prawa do Krymu? Chyba tylko takie, jak prawa Rzeczypospolitej do Niderlandów!

sobota, 1 sierpnia 2015

TYKOCIN

W Tykocinie miałem kiedyś przyjaciela, któremu (jednak) się nieoczekiwanie zmarło na (prawdopodobmie) przyniesioną przez Chazarów do Rzeczypospolitej chorobę. I od tej pory mam do czynienia tylko z jego internetowym truchłem. Wprawdzie pełnił on różne funkcje w telewizyjnej kabale, ale  przecież kagan mściwy jest i przebiegły w swoich polskich dobrach – tedy wypada mi powstrzymać się z ostateczną refleksją. 
Wszakże tykociński rynek z pomnikiem Stefana Czarnieckiego (dziedzica dóbr tykocińskich), wybrukowany kocimi łbami – czyli polnym kamieniem układanym na piasku –  zdawał się trwać w niezmiennym stanie do chwili, gdy wprowadzono tam granitową kostkę. I taka interpretacja polskiej duchowej i historycznej materii wskazuje, że nie tylko w dramatycznych dla Rzeczypospolitej czasach rozumu zwykle nie staje.
Kiedy więc znów, w naszej krótkiej podróży, usiądziemy na dawnym tykocińskim rynku, mając pod stopami owe tykocińskie kamienie, kiedy zaczną się i nad tym podlaskim miasteczkiem formować  złowrogie chmury – niechaj nikt nie liczy na łatwe przebaczenie, skoro Ojczyzny zaniechaliśmy!

11 marca 2010
("Remanenty")

środa, 29 lipca 2015

STOMMA Ludwik

To było naturalnie w odległych dość czasach, kiedy jeszcze czytywalem tzw. polską prasę. I wśród wielu moich kaprysów, także i proffessora Stommę chciałem obdarzyć moją bezinteresowną światłością. Zaczepiałem go tedy w moich starodawnych tekstach, co onże znosił z wyniosłością godną polemicznego felietonisty, którego rzesze czytających Polaków widują bez przeszkód. Nie wyprowadziło mnie to wszakże z równowagi i nadal patrzyłem sobie spokojnie na nurt Wisły i piaszczyste łachy w zakolu świętej polskiej (pogańskiej) rzeki! 

I oto wpadła w moje brudne pazury książeczka tego Autora, traktująca o skandalach w Rzeczypospolitej. Wprawdzie trudno jest mi zakwalifikować rytualny "żydowski" mord na dziecku – w celu dokonania pomsty – do skandali, ale pan proffessor w swoim szczególnie krótkim elaboracie konkluduje uczciwie, że "coś nie jest tak w naszej Rzeczypospolitej". I tu Ludwik Stomma jest przez chwilę na właściwym tropie, aby poprzestać z premedytacją na tak ogólnym stwierdzeniu. Albowiem ta pomsta na Bolesławie Piaseckim została dość dokładnie opisana w książce Petera Rainy – Hindusa bardziej polskiego niźli wielu tytularnych Polaków. Ludwik Stomma obdarza tę książkę wspaniałomyślnym milczeniem! – A więc zaciera pan Ludwik ślady morderców Bohdana Piaseckiego, synka Bolesława! A to kwalifikuje się jako współudział w zbrodni!

Od dawna nie czytam felietonów Ludwika Stommy. Bo to sobie musi pan Ludwik wyrozumować, że wszelka komunikacja nie może przebiegać tylko w jedną stronę!

7 stycznia 2010
("Remanenty")


czwartek, 2 lipca 2015

TARGÓWEK

Zaledwie kilka ulic: Radzymińska, Tykocińska, Mokra, Janinówka, Trocka, Borzymowska, Orłowska, Motycka... I jeszcze bezkresne na ówczesne czasy pole żyta albo kukurydzy, które stało na przeszkodzie w drodze do kina "Pelikan" na ulicy Gilarskiej. (I tam się szło jak w amazońskiej puszczy). Pole, gdzie u krańca stały wyschnięte dworskie stawy Hipciówki, w których dnie prowadziłem archeologiczne eksploracje, starając się odkryć zamulone tajemne znaki. W owym dworze, obok stareńkiego spichlerza z czerwonej cegły, moja mama Maria grała na pianinie  z beethovenowskich zeszytów. W dworze tym, wedle sprzecznych wersji, miał przebywać trzy dni Napoleon podczas swojej sromotnej z Rosji ucieczki.
Targówek, czyli moja Kraina chłopięca. Tam szybowalem o zachodzie słońca w purpurowych chmurach, tam odkrywałem tajemnice kałuż po wiosennej ulewie. Tam byłem w każdej kropli deszczu, płatku śniegu i w ogrodzie zimowym na okiennej szybie.... Tam zostały moje łyżwy, narty i saneczki, samoloty budowane wciąż bez wytchnienia...
Targówek – moja banalna sentymentalna Ojczyzna!

poniedziałek, 29 czerwca 2015

POCAŁUNEK śmiertelny

Zwykle każdy, olśniony nieśmiertelnym tchnieniem ziemskiej władzy, przechodzi w inny wymiar niedostępny zwykłym śmiertelnikom.  Takie symptomy oczarowania opisałem już kiedyś, gdy prezydent elekt Lech Kaczyński pląsał w umizgach wokół ustępującego prezydęta Kwaśniewskiego.  Widok był to przykry i nie dawał specjalnych nadziei na sprowadzenie w niższe regiony świeżo lewitującej w oparach amoku Dostojności.
Wiślanie powinni jeszcze oddać do dyspozycji Jego Ekscelencji Prezydenta opancerzoną lektykę, co by wiatry kiszkowe nie mogły Majestatowi zagrozić i już teraz zacząć budowę mauzoleum.

Jakże wielką moc sprawczą mają układane literki. Doprawdy – strach pisać!

8 lutego 2007
("Remanenty")

piątek, 26 czerwca 2015

KOSSECKI Józef

Ze swoich szczeniackich czasów pamiętam mgliście tego jegomościa – obsmarowywanego bez litości w ówczesnej szeptanej "opozycyjnie" propagandzie. Małą miałem orientację w tych politycznych grach i podchodach, ale skumałem, że Kossecki gdzieś musiał się narazić. I przy rozwiązywaniu tej lamigłówki wyszło mi Zjednoczenie Patriotyczne "Grunwald". A na tym stowarzyszeniu zawieszona zostala przez złowrogie Polsce siły szczególna anatema.  Można było się co najwyżej dziwić, że odłam socjalistycznego polskiego patriotyzmu – tak małą ma siłę przebicia!
Pan docent Józef Kossecki, mimo to, ogłasza i dzisiaj swoje wykłady na obrzeżach medialnej przemocy.
Umysł wybitny i polemiki godzien!

środa, 24 czerwca 2015

ROK 1600

W roku tym pamiętnym jest projekt Unii z Moskwą. Tedy za Władysławem Konopczyńskim zarys tego traktatu podaję:

PRZYJAŹŃ I JEDNOŚĆ WIECZNA
WSPÓLNOŚĆ PRZYJACIÓŁ I WROGÓW
WSPÓLNE WOJNY I ZDOBYCZE
WOLNOŚĆ OSIEDLANIA SIĘ
WSPÓLNE SŁUŻBY PUBLICZNE
ZWIĄZKI MAŁŻEŃSKIE MIĘDZY PODDANYMI
RÓWNOUPRAWNIENIE PRAWOSŁAWNYCH I KATOLIKÓW
WOLNY HANDEL
WSPÓLNE POSELSTWA I SKARB WOJENNY W KIJOWIE
WSPÓLNA MENNICA
WSPÓLNA FLOTA NA MORZACH
WSPÓLNA DYPLOMACJA

I cośmy Polsce zgotowali zaledwie kilka lat później?
Zaiste, przestańmy pieprzyć bez końca o czyichś winach...

piątek, 5 czerwca 2015

EKONOMIA

W miasteczku zawrzało. Rabbi ma kochankę.
Do domu, gdzie od pewnego czasu Rabbi tylko pomieszkiwał, udała się delegacja świątobliwych mężów, którzy przestępując z nogi na nogę i podkręcając pejsy w najwyższym zdenerwowaniu, wypchnęli przed szereg Joska, bo wiadomo było, że Joskowa puszcza się na kirkucie z przygodnymi handlarzami bydłem.
Josek, napiętnowany boleścią zdradzanego kozła, wezwał na pomoc trąbę powietrzną, aby nawet odległe Jerycho w ruinę się obróciło i tymi słowy przed Rabbim się ukorzył.
– Rabbi, na ciebie cały lud patrzy, a ty taki przykład dajesz, że i nasze żony i córki do domów naszych zarazę przynoszą. Opamiętaj się, bo Jahwe i na ciebie patrzy.
I rzekł Rabbi.
– Widzisz, Josek, ja ciebie dobrze znam, ale ty nie znasz ekonomii. Ja z moją Salci już ponad pół wieku   cuzamen żyję i ciągle do niej dokładam. I to jest w porządku, bo Salci to jest mój kapitał, a ja kapitału nie ruszam.
A Ryfka, to są te odsetki od kapitału. I dlatego ja Ryfkę używam!

(KRÓTKA NAUKA EKONOMII – podręcznik poręczny)
z cyklu "Remanenty"

P.S.
To jest naturalnie ludowa poniekąd przypowieść, opowiedziana moimi słowami.

środa, 3 czerwca 2015

JUŃCZYK–ZIOMECKA Ewa

Wprawdzie prezydent elekt Andrzej Duda będzie u mnie jakiś czas pod ochroną – później może już nie być tak łatwo – ale dobro Rzeczypospolitej jest jednak wartością nadrzędną. Dlatego moja nikczemna  natura podpowiada mi wiele kłopotliwych spostrzeżeń. 
I tak, za prezydentury "poległego" (cytat) Lecha Kaczyńskiego, ministrem w prezydenckiej kancelarii była niesłusznie zapomniana tytułowa bohaterka. Jednakże – zapewne dla dobra zbliżających się starań o reelekcję – została wykatapultowana na konsula Rzeczypospolitej do Nowego Jorku. Od tego czasu słuch o tej niewieście zaginął. Mimo to nie będzie chyba od rzeczy pytanie, czyje interesy miała ona tam reprezentować. Moja publicystyczna skrzętna oracja zdaje mi się tym bardziej zasadna, że przy owej transportacji obecny był dożywotni ambasador Izraela w Polsce pan Szewach Weiss, którego jakoś żadną miarą nie można się z Polski pozbyć!

piątek, 29 maja 2015

NEHREBECKA Anna

Niegdyś komediantka udająca subtelną pańcię. Dzisiaj kaprawa figura sycząca i złorzecząca z pleśnią na oczach. Produkt zastępczy aktorskiej trupy. Mimo to zdołala wyseplenić publicznie, że ledwie co wybrany prezydent Polski Andrzej Duda – jest chłystkiem. Wszyscy debile i zdradziecka sprzedajna szajka są teraz zobowiązani klaskać – aż do utraty sił. Bilety wyprzedane! Reklamacji nie uwzględnia się!

poniedziałek, 25 maja 2015

PALIKOT Janusz

Postać nietuzinkowa, więc można na niej bezkarnie wypisywać wszelkie androny. Mój ulubiony Mistrzunio felietonu i jakże znany z precyzyjnego języka Stanisław Michalkiewicz, wyzwał na ten przykład Palikota od skurwysynów. Wprawdzie i ja stałem się niechcący ulubionym przez Michalkiewicza autorem, ale nie jestem jeszcze na tyle sprzedajny, by nie wytknąć Mistrzuniowi banalnego i oczywistego językowego nonsensu. Bo właściwie dlaczego obraża Michalkiewicz matkę Palikota? Hę?!
Jeśli zaś o samego Palikota idzie, to pozostanę wierny starej sentencji, że lepiej z mądrym zgubić, niźli z głupkiem znaleźć. A jeśli ktoś w polityce szuka moralnych wskazówek, powinien natychmiast się wykastrować i oddać służbie w ośrodku dla ułomnych i wycofanych z obiegu politycznych paralityków. Będziemy mieli przynajmniej chór kastratów, który zaśpiewa Bogurodzicę!

niedziela, 24 maja 2015

LISIEWICZ Piotr

Czyli Piotr i Paweł – zasłużeni chrześcijańscy propagandyści. Jak jeden jest zatrudniony w gazetce barona chazarskiego Kronenberga – którą dowodzi akurat Gumka Majtek Sakiewicz – to drugi ma etat jako szef gabinetu prezydęta Komorowskiego. Tak więc role są wyrażnie już wcześniej rozdane ku uciesze zidiociałych katolickich statystów, którym się wydaje, że poza konfesjonałem mają cokolwiek do powiedzenia. I tu przypomnieć sobie także wypada niejakiego  Kurskiego, który przy pomocy brata z Wyborczej Gazetki trwa tam, gdzie na wszelki wypadek być powinien!

W tytułowym przypadku to zaledwie mefistofeliczny redaktorek z kucykiem oderwanym od ogona! I ten głos skrzekliwy, którego nie udało się ukryć...

środa, 13 maja 2015

SKARPETKI Brauna

Te twoje teksty nie sięgają nawet do skarpetek Grzegorza Brauna – wykrztusił w zapalczywym katolskim natchnieniu sługa boży zawistnik Jerzy P. Jak więc widać, mozolne używanie stalówki nijak się ma do odpowiednio i uporczywie nagłośnionego ględzenia przy mikrofonie, gdzie dokonania innych autorów przedstawia się jako własne objawienia.
Jednakże dało się przy okazji wyborów zauważyć, że katolicki fundamentalizm w aerozolu rozpylony w osobie Brauna (ksywa "Referent") nie ma jakoś wzięcia. Jak Swarożyc tchnie, to może wrócą pogańskie dobre czasy.

wtorek, 12 maja 2015

KUKIZ Paweł

Zatrzęsła się polityczna estrada tzw. III Rzeczypospolitej, bo oto wbiegł na nią Czarny Koń w masce Pawła Kukiza. Nic to, że przyśpiewywał głuptacko na kijowskim Majdanie, nic to, że gada jakże często od rzeczy, które poświadczają jego naiwną polityczną rzecz... Nic to – albowiem ludziska powierzyli mu swoje głosy wyłącznie dlatego, że mu zaufali! Przecież tubylczy tłumek nie ma żadnych intelektualnych narzędzi, by rozpoznać, która myśl akurat mądrością jest do powszechnego użytku! Tedy na nic się tu zdają akrobatyczne umysłowe figury. 

czwartek, 7 maja 2015

BOJKOT

Wprawdzie tak czasem bywa, że bojkot zdaje się być jedynym honorowym sposobem zaznaczenia niezłomnego Ducha, jednakże przy okazji dajemy świadectwo słabości, co raczej spotka się nie tylko z drwiącym grymasem strony przeciwnej – bo ona do innych wartości jest przyspawana – ale także będą to rozczarowane miny własnych zwolenników. Tak więc jest to manifestacja na tyle skuteczna, by podkreślić nasze skłonności samobójcze.
Bojkot wyborów prezydęckich zdaje mi się więc niefortunnym pomysłem w takich okolicznościach przyrody, które wskazują na ich szczególny statystyczny i referendalny charakter!
Za chwilę prezydęckie będą wybory. Daj głos, Polaku! Za chwilę Twój głos nikomu nie będzie potrzebny!

sobota, 2 maja 2015

BOBOLÓWKA

Tydzień przed prezydęcką rzeżączką albo kolejną rzezią Pogan, spłynąć zechciała na Motłoch światłość jakaś wiekuista, albowiem proboszcz tej parafii Andrzej Duda, ogłosił był wreszcie z ambony z właściwym sobie charyzmatycznym wdziękiem – i nie owijając w bawełnę – swoje prezydęckie aspiracje. Miejsce to było o tyle właściwe, że jako długoletni ministrant pobierał w kruchcie lekcje retoryki i tak mu ta rola przypadła do gustu, że nie tylko postarał się u prezesa o namaszczenie na Najwyższy Urząd, ale i szaty liturgiczne na barki włożył w słusznym przekonaniu, że ta mistyfikacja wyniesie go do tabernakulum, tego świętego dla katoli puzderka, bo katolacy już dawno zatracili słowiańską tożsamość, a więc  prezydęcka monstrancja Dudy niechybnie zegnie im kolana.

I tu trzeba przywołać innego prezydęckiego aspiranta o ksywce "Referent", który legitymuje się imieniem i nazwiskiem, przybierając małodusznie postać Grzegorza Brauna. Osiągnął on już taką granicę śmieszności, że nawet słowiańskie nimfy z litości, pospołu z katolickimi klechami, unoszą tego pretendenta do Najwyższego Urzędu nad zatrutymi bagniskami, gdzie błyskają zwodnicze ogniki.
Owóż ten reżyser zbiorowych emocji – przed egzekucją – także podsuwa krzyż skazańcom do pocałowania, za nic mając zamęczonego w okrutnych męczarniach przez kościelną katolicką jurysdykcję Kazimierza Łyszczyńskiego, który ośmielił się w swoich prywatnych zapiskach wątpić w boskie posłanie mitycznego Jezusa, wskazując na jego instrumentalne wykorzystanie.

Bobolówka – czyli trupi zaduch!

piątek, 24 kwietnia 2015

PETELICKI Sławomir

W obliczu śmierci generała Petelickiego wypada się powstrzymać od sarkazmu, aczkolwiek Generał bardzo się starał być osobą publiczną, a ta funkcja zdejmuje parasol ochronny dla zwykłych śmiertelników. Trudno mi więc nie wspomnieć moich dawnych spostrzeżeń na temat dojmującej jego frustracji. Nie mógł się najwyraźniej pogodzić z odstawieniem na garnuszek emeryta. Tedy tu i ówdzie dało się słyszeć, że i jakiejś wojskowej ruchawce gotów jest przewodzić. Chodził więc nawet do Radia Maryja! Byle być, byle się gdzieś przydać. Tymczasem przydawał się w różnych radach nadzorczych na ten przykład, albowiem był to facet do wynajęcia – bo przecież GROM nie służył Polsce. (Jest nawet takie zdjęcie przedstawiające Petelickiego, jak się z oddaniem pręży przed jakimś umundurowanym dupkiem z Waszyngtonu). Dlatego jego lamentacje na temat stanu polskiej armii wydawały mi się zawsze operetkowym przedstawieniem, gdzie konieczny bas brzmi niechcianym falsetem.
I te przechwałki, że GROM (na zlecenie kowbojskiej terrorystycznej potęgi) "wyeliminował blisko pięciuset terrorystów"... (My decydujemy, kto jest terrorystą).

Zbrodnia i kara albo grom z jasnego nieba.

17 czerwca 2012

niedziela, 19 kwietnia 2015

KOPACZKA

Pospolite narzędzie do kupienia w każdym supermarkecie. Potrafi sama kopać na głębokość jednego metra bez żadnego zabezpieczenia, aczkolwiek 22 centymetry też uchodzi za długość pożądaną. Jednakże trudno dociec, czy jej dawny pracodawca uległ jej urokowi, bo dzisiejsza Kopaczka ma wyraźne kompleksy. Dlatego przejazd rosyjskich motocyklistów ("Nocne Wilki") przez polski katolicki Bantustan traktuje jako prowokację. Wnoszę tedy, że pomieniona w nagłówku  chce raz na zawsze pozostać dziewicą w zakresie intelektu. Będziemy więc mieli niebawem nową Matkę Boską...

W tej sytuacji nikogo nie powinno dziwić, że i ja już od dawien dawna wyję do księżyca.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

LICHO

Wedle dawnych wierzeń Zły Duch – jakże dotkliwie i namolnie przymocowany do naszych życiorysów. Licho jednak nigdy nie śpi, bo ma wciąż do wykonania złą robotę, której nikt inny sprostać nie jest w mocy.

Może tedy nie będzie pozbawione znaczenia tak frywolne przypomnienie, że zanim Gumka Majtek Sakiewicz przejął na warszawskim Majdanie "Gazetę Polską", dotychczasowy naczelny ssak Piotr Wierzbicki miał swoje publicystyczne tarło z panią redaktor Elżbietą Isakiewicz, która redaktorskie szlify zdobywała pod świetlistym znakiem Oleksandra Kwaśniewskiego primo voto Stolzmana, chociaż ja nie wierzę w tak nikczemne insynuacje.

Kiedy więc żoliborski harcerzyk z pomocą sił tajemnych spławił Piotra Wierzbickiego, ten – w słusznym urazie na niesprawiedliwość dziejową – popłynął prosto do Gazetki Wyborczej uskrzydlonej Adasiem M.
Tak więc jakaś siła tajemna tkwi w nazwisku: Isakiewicz, Sakiewicz, etc.

I jak tu nie być przesądnym?

(15 marca 2014)

sobota, 11 kwietnia 2015

RYSIA

To kocię pojawiło się znienacka. Późna jesień już była, a więc głód o tej porze to nie przelewki. I oto przebywałem sobie na moim niebotycznym dachu, a tu tak rozpaczliwy nagle krzyk słyszę Błotniaczki, że o mało nie dokończyłem żywota piętnaście metrów poniżej. Zbiegłem tedy, i jeszcze zobaczyłem u moich gołębi oblizującego się kota – przybłędę. A tu Błotniaczka z rozwianym włosem, niczym krzyk zduszony Edwarda Muncha, tylko niemym gestem mi wskazuje, że nasze gołąbki martwe są.
Kocisko, które chciałem natychmiast w odwecie zamordować, wyczuło jakoś moje mordercze zamiary i schowało się pod Kukuruźnika. A ja patrzę, że gołąbki jak najbardziej zdrowe są i nawet żadne pióro nie zostało im wyrwane. Za to słyszę z infernalnej przestrzeni rozpaczliwe miauczenie, dobywające się jednak wyraźnie spod Kukuruźnika. 

W następstwie takiego rozwoju zdarzeń, do późnej nocy siedziałem pod moją kamienną ścianą, przytulając małego kotka do piersi. Ja, oficjalny nieprzyjaciel kotów!
Kotka otrzymała moje imię, bo to jednak kot jest puszczański albo syberyjski. Musi to być więc przynajmniej tajny wysłannik prezydenta Władimira Putina.
Mniemam, że tzw. służby znikającej Rzeczypospolitej rozpracują bezinteresownie tego przebranego za kota rosyjskiego (ruskiego – jak kto woli) agenta!



piątek, 27 marca 2015

LATANIE

Od zarania, a więc od chwili, gdy rozstałem się z plemnikiem mojego protoplasty, szukałem możliwości wzniesienia się w powietrze. Chmury zdawały się najbliższą Obiecaną Ziemią. Na nich budowalem mój Dom i na tych chmurnych łąkach galopowały moje konie. Ziemia zdawała się tymczasowym schronieniem.
Potem  ktoś  wykradł  z  mojej  biblioteki  książkę  o pilotowaniu Kukuruźnika (PO-2), uniemożliwiając mi w ten sposób dalsze doskonalenie pilotażu. Wprawdzie i Polikarpow miał taką przypadłość – wedle obowiązującej obecnie doktryny – że był Rosjaninem, ale mimo to poczciwa Parkotka była dla mnie zawsze skrzydłem, prócz szybowca, na którym wzbijałem się ponad chmury.

Dzisiaj naprawiam mojego Kukuruźnika (mercedes 310), który wprawdzie tylko na czterech kołach przestrzeń pokonuje, ale i on przecież potrafi w szczególnych okolicznościach pofrunąć. Wystarczy, że dorobię mu skrzydła!

niedziela, 22 marca 2015

LEŚNICZYNA

Takie imię jej nadalem, ale trudno pominąć ważniesze aspekty. Otóż jest Leśniczyna moją sąsiadką zza lasu. Niestety mężata jest i dzieciata, ale wciąż jeszcze w niewoli grzechu. Ona sama także wysyła czytelne znaki i potrafi porwać na mnie koszulkę w afekcie. Ja tam nie jestem takim akcjom przeciwny, ale mam na uwadze jej męża, który chowa w szafie dubeltówkę. Tak więc na nic grzeszne myśli o dzikim seksie, także dla Leśnych Dziadów. 
Kiedy jednak idę do Puszczy, za każdą sosną czyha na mnie Leśniczyna. Gdybym tak był świerkiem... to i Puszcza by się ostała!

sobota, 21 marca 2015

KABOTYN

To zjawisko tak jest powszechne, że mało komu przyjdzie do głowy taki zamysł, ażeby tworzyć nową definicję. I otóż ja się odważę, albowiem niezmiernie tanim kosztem, teatralnie katolicki i fetowany na parafiach prezydęcki kandydat niezmiernie katolickich zbawców Rzeczypospolitej nie wyczerpuje znanych definicji, które w słownikowym skrócie określają takiego delikwenta jako człeka lubiącego tanie efekty, komedianta i efekciarza. Wprawdzie nadałem temu jegomościowi ksywkę "Referent", ale i ona jakże jest kaleka w próbach sklasyfikowania tego przedstawiciela ssaków jako trywialnego manipulanta.
Dlatego przywołuję w tym miejscu po raz wtóry owego kandydata, uzupelniając ową definicję.
Owóż takim Kabotynem jest instruktor strzelnicy Grzegorz Braun – mniemam że ze znikomym  przeszkoleniem bojowym – wynoszony przez policję z siedziby PKW z manifestacyjnym różańcem w rękach.

Powiedziałem!

niedziela, 8 marca 2015

MAKOWSKI Aleksander

Naczelnik XI Wydziału Departamentu I MSW zajmującego się – i zupełnie słusznie – tzw. demokratyczną opozycją w czasach PRL. Jaka ta opozycja była w istocie, mogę prawić przez trzy wieczory. Dzisiaj pan pułkownik został literatem i bryluje w telewizyjnych stacjach męki pańskiej, bo obowiązuje także byłych oficerów wywiadu rytuał katolicki, albowiem dali się bez widocznych oporów przewerbować na ten izm w rycie rodem z Wall Street. Wprawdzie pan pułkownik albo jego podwładni mają na swym koncie i taki sukces, że starali się w kretyński sposób zastraszyć Błotniaka, ale mnie takie działania zawsze dość skutecznie śmieszyły, a to dlatego, że przyjęcie takiej metody w operacyjnym działaniu jest nad wyraz nieskuteczne i wzmacnia w rozpracowywanym obiekcie poczucie świętej racji, co już prostą drogą prowadzi do uświęconego męczeństwa z fanatycznym wsparciem. Mimo to oglądałem każdego ranka przewody hamulcowe w moim Garbusku, bo współpracownicy Makowskiego albo on sam przyjęli taką metodę nacisku, w której mogłem zginąć w wypadku samochodowym – aczkolwiek nigdy nie traktowałem poważnie takich ostrzeżeń z przyczyn natury technicznej.
Po przełomie został pan pułkownik pogromcą mitycznego Bin Ladena, współpracownikiem wywiadu brytyjskiego i zlokalizował nasze największe zagrożenie w Rosji.
I to jest wystarczająca puenta!

poniedziałek, 2 marca 2015

KUNDLIZM

Nawoływałem, w różnych miejscach moje literki zostawiałem i nic nie pomogło. Tedy zmuszony jestem do jawnej konfrontacji.
Owóż wszelakiej maści publicyści – papierowi i internetowi – wciąż muszą się posługiwać naszymi Mniejszymi Braćmi w swoich polemicznych urojeniach, aby szczególnie wykazać marność ludzkiej kondycji swoich przeciwników.  I tu mają do dyspozycji takie epitety, jako ostoję niewolniczo kopiowanej bredni:

Skundlenie!
Zezwierzęcenie!
Zbydlęcenie!
Łże jak pies!
Małpi rozum!
Ptasi móżdżek!
Ujadanie kundli!
Syjonistyczne kundle!
Kąsające ratlerki!
Głupie gęsi! (krowy)
Te świnie! (wieprze)
Ty suko!
Ty baranie!
Ty niewierny psie!
Pies! (o policjancie)
Zwierzęca propaganda (J.M.Rymkiewicz)
Wreszcie tak spopularyzowany przez Wańkowicza
Kundlizm!

I tak dalej w tym stylu, w ten deseń, w ten szlaczek, bez żadnej refleksji... Chociaż i to z należną uwagą wypada dodać, że mają takowi pisarze i publicyści znamienity wzór rodem z Ukrainy. Otóż niejaki Maksym Żeleźniak takie wśród ukraińskiego ludu propagował hasło: "Polak, Żyd i pies to jedna wiara", więc wieszano polskiego dziedzica razem z jego psem!

FYM

czyli FREE YOUR MIND. Swego czasu swoisty internetowy autorytet dla zagubionych poszukiwaczy i statystów. I oto, po wydaniu przez ultrakatolickie wydawnictwo jego książki p.t. "Czerwona strona Księżyca", facet przeistoczył się w inną formę materii, co jest elegancką formą nazwania wariactwa. Taka jest bowiem naturalna poniekąd konsekwencja nazbyt karkołomnego rozjechania się literackiej fikcji z rzeczywistością, mimo że tak wielu uwierzyło w te księżycowe brednie smoleńskiej maskirowki. Pozostali więc zbolali i opuszczeni wyznawcy, uwiedzeni zwodniczym czarem jego literackich urojeń.
Cóż teraz pocznie owa sekta smoleńska bez swojego kapłana, który na ich głupocie i łatwowierności odprawił swoją mszę... i tak drastycznie zrobił ich w przysłowiowego konia?

Zaiste, każdą rzeczywistość można – przy pomocy "artystycznej" kreacji – skorygować do założeń głównego planu! W tej sytucji Uwolnienie Swego Umysłu (USU) wydaje się już być prostym socjotechnicznym zabiegiem. A w szczególności – uwolnienie od wszelkiej zgubnej myśli!

(2013)

czwartek, 26 lutego 2015

SZCZĘŚCIE

"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź"... – prawił poeta Gałczyński. I ja, kiedy tylko nauczyłem się odróżniać literki, w te Wyspy Szczęśliwe uwierzyłem i zaraz popłynąłem na Tahiti, gdzie malarz Paul Gauguin dotarł (niestety) przede mną. Tak więc rodowód wyspowy i artystyczny zdawał mi się oczywistą koniecznością dla zrealizowania tej podróży.
A jednak, zamiast budowy pełnomorskiego żaglowca, utknąłem w kamiennym pejzażu na dawnej Wyspie, którą w przeszłości ze wszystkich stron obmywały fale jeziora. Ale i dzisiaj ten Zakątek zachował wszelkie wyspiarskie atrybuty.
Kiedy więc tutaj przybyłem, kiedy spojrzałem na daleki mglisty brzeg – to tylko szepnąłem, że z tego  wyspowego pagórka widać WSZYSTKO!

Szczęście – czyli stan najwyższej uwagi!

niedziela, 15 lutego 2015

BŁOTNIACZKA

Ci, którzy tak się męczą przy czytaniu moich felietonów, mają przynajmniej czasami odrobinę wytchnienia. A to za sprawą malunków Błotniaczki, która już od czternastu lat trwa zawzięcie przy moich skrzydłach, chociaż zwykle przebywa daleko ode mnie. Taki układ jest zapewne dobroczynny dla długotrwałego pożycia jeszcze w tradycyjnym sensie, gdzie chłop jest chłopem, a baba babą. Wprawdzie mój sąsiad powiada, że jak kogoś nie widzieliśmy pół roku, to już nic nie jest ważne, ale ja, nie mając na widoku lepszej alternatywy, oddaję się złudzeniom filozofów.

Tak czy siak Błotniaczka to prawdziwy Cud Natury, chociaż czasem kłócimy się zażarcie. I z takich kłótni wyrosło kilka ilustracji, które zdobią moje felietony. Ja tworzyłem opisowe podłoże, a Błotniaczka malowała... To była niezwykła współpraca, i bardzo żałuję, że ustała – zapewne z powodu poczucia małej przydatności. Chociaż gdy z maleńkiej fotografii przywołuje Błotniaczka umarłe życie, gdy stają na obrazach w naturalnej wielkości żołnierze Rzeczypospolitej odnalezieni w rumowiskach domów, nasi dziadowie i matki w dziecięcych wózeczkach, to tyko odwieczne pytania zamierają nam na ustach...

Poza tym umie Błotniaczka tak niezwykłe filcowe rzeczy wyczarować: te łodyżki, pąki i kwiaty z dalekiej Oceanii albo jeszcze dalej... I ten nasz wspólny secesyjny fortepian tak sromotnie porzucony.
Zaiste, jak można marnotrawić tak pracowity talent!?




niedziela, 8 lutego 2015

KORWiN

Powstała nowa (kolejna) partia Janusza Korwin-Mikkego. Logo tej partii to orzeł (jeszcze tradycyjnie biały) i nazwa KORWiN z podziałem kolorystycznym na dwa człony. I w pierwszym odruchu zachwyciłem się graficzną wyobraźnią, bo WOLNOŚĆ I NIEPODLEGŁOŚĆ stały na afiszu. Ale zaraz oprzytomniałem, albowiem ukazał mi się zza węgła złowieszczy KOR. Wychodzi przecież szczególna układanka: KOR i WiN.
Jakże więc tak nośna symbolika potrafi być zdradliwa... Prezes najwyraźniej – po kilku nieudanych próbach rozwalenia UE – wrócił na stare śmiecie.

(Dopisane 20 kwietnia).
Nie trzeba było długo czekać i orła zastąpiła korona, złota naturalnie – jak przystało na królewski ród. Przy okazji dowiedziałem się, że źle rozszyfrowałem literkę N. Otóż to żadna tam Niepodległość! To tylko Nadzieja!
I tu zachodzę w głowę, jak tak doświadczony i inteligentny wieczny aspirant do polityki, mógł tak obrazić swój polityczny rozum.

piątek, 6 lutego 2015

ODMÓŻDŻENIE

Wprawdzie to pojęcie ma wiele odniesień, ale czyż oszczędne opisanie fragmentu może czynić szkodę?
Tedy odmóżdżenie katolickich beczących w każdych okolicznościach owieczek – ma zawsze tylko jeden wymiar. A więc: wszystko, co dotyczy ich doktrynalnej praktyki w publicznej przestrzeni nie może podlegać żadnej analizie. Ale, jeśli już się zdarzy mimo zakazu –  i tak każda próba najbardziej udokumentowanej historycznie refleksji musi się spotkać z ich nie tylko agresywną pogardą, ale i sądową karą – bo i w tej religijnej materii mają przez wieki oparcie. I zgodnie z tradycją oddają cudze gardła celebrantom na katolickich ołtarzach pod skrzyżowaną belką.  

I można by te wszystkie religijne wzdęcia pominąć miłosiernym milczeniem, gdyby nie to, że ci obdarzeni duchem świętym paserskiego pochodzenia – w zgodzie ze swoim destrukcyjnym etosem – wciąż uzurpują sobie prawo do trzymania rządu dusz pospołu z każdą władzą świecką.


niedziela, 1 lutego 2015

FRODA

Umarła Froda.
Gołąb uratowany niegdyś od niechybnej śmierci.
Ale śmierć przecież nie odpuści i poczeka...
Pochowałem ją dzisiaj na moim przydomowym cmentarzyku.
Spoczywa tam Pigwa, jamnior mój długowłosy cudowny. Spoczywa Juszeńka.
Spoczywają dwie syberyjskie wiewiórki.
– Bo przecież najpierw umierają nasze Zwierzęta.


piątek, 23 stycznia 2015

BUJAK Zbigniew

Jak mi niegdyś z dumą chazarska rodzina UB–ckiego ministra opowiadała, ukrywał się u nich Bujak w   stanie wojennym. I to był swoisty majstersztyk opozycyjnej legendy, bo nikomu przecież z komunistycznych "siepaczy" nie mogło przyjść do głowy szukanie Bujaka w pokoju obok. Ja wprawdzie domniemywam, że miejsca pobytu Bujaka były doskonale Organom wiadome – a przynajmniej jego utajnionej w wewnętrznych strukturach części. Bo przecież po to była ta cała hałaśliwa impreza, ażeby przygotować kadry dla nadciągającej – rozbiorowej po wsze czasy –koncepcji utylizacji Rzeczypospolitej. Tedy jakże tu poważnie, dla publicystycznej oracji, można traktować plenipotencje generała Kiszczaka, skoro on nawet tak jawnej ekspozytury wykryć nie zdołał?...

Zaledwie kilka lat później nadszedł czas zbierania plonów. Oto ten prześladowany niemożebnie przedstawiciel klasy robotniczej z Ursusa, stał się jednym z ojców założycieli koncernu Agora S.A!  I zaraz z elektryki przeskoczył zgrabnie na magistra politologii, prezesa Fundacji Batorego, prominentnego działacza kilku partii, naczelnego celnika, posła i wykładowcę Uniwersytetu Warszawskiego i co tam jeszcze – bo lista jest długa. A teraz ten osobnik głosi doktrynę wojenną, w której rolą polskiego żołnierza ma być umieranie za ukraińskich oligarchów i banderowski odurzający koktajl. – Zaiste, Giedrojć nie wiedział co czyni!

Czy więc Zbig nie jest czasem zwykłym, wypchanym szczególnym etatowym etosem popychadłem?
Tak sobie a Muzom pytam...






środa, 21 stycznia 2015

IDIOTA

Wszyscy moi Drodzy Czytacze to zapewne wiedzą, że Błotniak nie używa inwektyw. Taki bowiem skrót myślowy może być jedynie świadectwem naszej publicystycznej porażki. Aliści wciska mi się pod pióro pewien jegomość z Piaseczna, brylujący od lat na salonach alternatywnej Rzeczypospolitej, której co i rusz wyspecjalizowane ekipy robią sztuczne oddychanie – dla publicznej uciechy. Chociaż,  jak się komuś w końcu zemrze, to jest przecież okazja, aby sobie popić i podeżreć – a takie uczestnictwo w stypie zawsze jest lepsze, niźli wybieranie jedzenia z śmietników. Widać tu rękę strategów...

Mimo to zamierzam niezłomnie obdarzyć tą inwektywą niejakiego Rafała A. Glebowicza. A to za te jego bezcenne slowa: "...Łyszczyński /.../  był dla współczesnych Breivikiem chwyconym za rękę tuż przed odbezpieczeniem broni".

Co prawda, wedle Glebowicza, ja sam zapewne jestem agentem wpływu albo pożytecznym Idiotą – na nic więc tu moje grymasy! Tedy – na wszelki wypadek – oświadczam z mocą, że Rafał A. Glebowicz Idiotą nie jest!


ROZBIEŻNOŚĆ

Różnić się w opiniach – jest statutowym obowiązkiem każdego myślącego człowieka. Ale jak wytłumaczyć aż taki faktograficzny rozjazd?

Dr Lech Kowalski (jeden z aktorów zatrudnionych w filmie Grzegorza Brauna "TOWARZYSZ GENERAŁ") : – "w 1968 roku usunięto z wojska 1400 oficerów pochodzenia żydowskiego".
(Oświadczenie to ma wyraźnie naganny charakter).

Generał Wojciech Jaruzelski : – "usunięto 104 oficerów pochodzenia żydowskiego".
(To wyznanie podane jest z zakłopotaniem i w tonie przepraszającym).

I nich mi ktoś powie, że publicystyka nie ma tu pola do popisu...




piątek, 9 stycznia 2015

OLEKSY Józef

Coraz częściej wypada mi pisać o świeżych nieboszczykach, co nie może być dobrym znakiem, aczkolwiek Bogowie mogli mieć inny zamiar!
A tu tłoczno w tej parafialnej salce, bo nawet zdeklarowani komuniści woleli sobie zostawić furtkę dla Zbawienia Wiecznego w katolickim parafialnym sklepiku, zamieniając sutannę na garnitur sekretarza wojewódzkiego PZPR albo innych nomenklaturowych pomazańców. I tu Józef Oleksy dość wcześnie rozpoznał ówczesną rzeczywistość i zatrudnił się w odpowiednim resorcie. Ja akurat dość powątpiewam, że ten strzelisty akt spowodowany był bezinteresowną miłością do Rzeczypospolitej (Ludowej), ale dopuszczam i taki scenariusz, albowiem nie dysponuję aktami dla ostatecznego werdyktu. Wprawdzie jego udział w kilku radach nadzorczych też daje do myślenia, ale staram się nie być aż tak małostkowy, bo przecież służyć Ojczyźnie należy tylko w eksponowanych i dobrze płatnych zajęciach.
Mimo to – jakże wiele wątpliwości musi wzbudzać jego cała polityczna kariera, której jedynym nośnikiem nie mogła być przecież aura jowialnego Wujaszka Wani umoczonego w bolszewicki eksperyment.  Bo nawet i Czechow umierał nieodwracalnie – odwracając się do ściany – chociaż Imperium zdawało się trwać po wieczne czasy.
I oto, jak wieść niesie, wystąpi Józef z przemówieniem na swoim pogrzebie, bo któż lepiej zadba o jego dobre imię. Przy okazji może powiedzieć to, co w doczesnym życiu wzbraniał się publicznie powiedzieć, chociaż wiedza w tym zakresie zdaje się funkcjonować już od dawna w dość powszechnym tubylczym odczuciu. 

Jest więc Józef Oleksy – w swojej Drodze w Zaświaty – zaledwie przypomnieniem, że wciąż nie wiemy, kto i w jakim celu przywołał nas tak okrutnie do Istnienia, z którym nie umiemy sobie żadną miarą poradzić.

Jak można było przewidzieć – nie uszanowano jego ostatniej woli, urządzając w zamian pokaz hipokryzji. Póki więc ta mowa pogrzebowa gdzieś nie wypłynie, pozostaje lepiej przyswoić sobie jego krystaliczny zarys oceny niektórych żałobników, dokonany bezinteresownie w pamiętnej rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym w jakiejś knajpie. – (dopisane w dniu 16 stycznia 2015).


środa, 7 stycznia 2015

FAKSYMILE

Moi Drodzy Czytacze oraz podglądający mnie usilnie strażnicy i internetowi "redaktorzy", pewnie już zauważyli, że dość często moje z założenia oszczędne komunikaty nie stanowią w chwili ogłoszenia zamkniętej formy. A to dlatego, że publikowane w tym miejscu teksty są z mocy mojej decyzji brudnopisem, czyli szkicownikiem, gdzie wszelkie kleksy i wahania pióra mają być zaznaczone. To naturalnie zwykle znika w dalszej obróbce, aliści nie ma we mnie takiej potrzeby, by moje pióra stać się miały kiedyś zafałszowanym eksponatem w Galerii Ludzkiej Niegodziwości!
Tak więc zdarza się, że po napisaniu zasadniczej sekwencji, przez następne dni spieram się z samym sobą. Albowiem – po wielu moich internetowych doświadczeniach – taką nabyłem przypadłość, że najlepszym polemistą w takiej konfiguracji jestem tylko ja sam. I stąd wynika moje tutaj usprawiedliwienie.

Osobną kwestią są moje felietony w Dziupli i tutejsze wypociny. Bo i to daje się zuważyć, że dzieli je narastająca sprzeczność. Ale taki jest mój podpis, który z niechęcią tutaj zostawiam w poszanowaniu dla tzw. wyższych oczekiwań i konieczności.

piątek, 2 stycznia 2015

NOWAK Andrzej

Jeszcze jeden Nowak, bo w Polszcze Nowaków dostatek! I, dla uwiarygodnienia tego fenomenu, nie ma potrzeby przeprowadzania dowodu rzeczowego w zakresie genealogii nazwisk, bo ostatecznie mały mieliśmy wpływ na tarło naszych prababek i pradziadków.
Tym razem to zaledwie proffessorek z krakowskiego grodu, któremu bynajmniej ten tytuł nie wystarcza i chciałby jeszcze zaznać glorii w prezydenckim majestacie. I, jak się dorwie do mikrofonu, to mu leci proffessorska ślina na każdy temat, a szczególnie dobrze się czuje jako chwilowy mąż stanu. Tedy baja o rosyjskiej hipnozie, która w putinowskiej Rosji tak wbrew ich woli Rosjan zniewoliła. I ten   proffessorski bajarz, z zwodniczą lekkością swego krasomówstwa, wielkodusznie ofiaruje oto Rosjanom – dla ich i polackiej szczęśliwości – własny projekt rozbioru Rosji, co zapewne tylko przypadkiem współgra z wojenną doktryną Wuja Sama. I jakże jest oburzony, że ten tak pogardzany  Putin nie dopuścił do powstania na rosyjskim Krymie pokojowej bazy proffessorskiego Wujaszka zza oceanu albo kuzyna z Pustyni Negew, a jeszcze się ośmielił zadrwić z kowbojskiej potęgi, która chciała sobie na Morzu Czarnym rzekomo tylko popatrzeć na swój ukraiński lunapark.

Oto wielebny przedstawiciel – złowieszczej dla Rzeczypospolitej – myśli politycznej na Arcanie!