piątek, 9 stycznia 2015

OLEKSY Józef

Coraz częściej wypada mi pisać o świeżych nieboszczykach, co nie może być dobrym znakiem, aczkolwiek Bogowie mogli mieć inny zamiar!
A tu tłoczno w tej parafialnej salce, bo nawet zdeklarowani komuniści woleli sobie zostawić furtkę dla Zbawienia Wiecznego w katolickim parafialnym sklepiku, zamieniając sutannę na garnitur sekretarza wojewódzkiego PZPR albo innych nomenklaturowych pomazańców. I tu Józef Oleksy dość wcześnie rozpoznał ówczesną rzeczywistość i zatrudnił się w odpowiednim resorcie. Ja akurat dość powątpiewam, że ten strzelisty akt spowodowany był bezinteresowną miłością do Rzeczypospolitej (Ludowej), ale dopuszczam i taki scenariusz, albowiem nie dysponuję aktami dla ostatecznego werdyktu. Wprawdzie jego udział w kilku radach nadzorczych też daje do myślenia, ale staram się nie być aż tak małostkowy, bo przecież służyć Ojczyźnie należy tylko w eksponowanych i dobrze płatnych zajęciach.
Mimo to – jakże wiele wątpliwości musi wzbudzać jego cała polityczna kariera, której jedynym nośnikiem nie mogła być przecież aura jowialnego Wujaszka Wani umoczonego w bolszewicki eksperyment.  Bo nawet i Czechow umierał nieodwracalnie – odwracając się do ściany – chociaż Imperium zdawało się trwać po wieczne czasy.
I oto, jak wieść niesie, wystąpi Józef z przemówieniem na swoim pogrzebie, bo któż lepiej zadba o jego dobre imię. Przy okazji może powiedzieć to, co w doczesnym życiu wzbraniał się publicznie powiedzieć, chociaż wiedza w tym zakresie zdaje się funkcjonować już od dawna w dość powszechnym tubylczym odczuciu. 

Jest więc Józef Oleksy – w swojej Drodze w Zaświaty – zaledwie przypomnieniem, że wciąż nie wiemy, kto i w jakim celu przywołał nas tak okrutnie do Istnienia, z którym nie umiemy sobie żadną miarą poradzić.

Jak można było przewidzieć – nie uszanowano jego ostatniej woli, urządzając w zamian pokaz hipokryzji. Póki więc ta mowa pogrzebowa gdzieś nie wypłynie, pozostaje lepiej przyswoić sobie jego krystaliczny zarys oceny niektórych żałobników, dokonany bezinteresownie w pamiętnej rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym w jakiejś knajpie. – (dopisane w dniu 16 stycznia 2015).