piątek, 19 października 2012

MĘTRAK Krzysztof

Mętraka poznałem, gdy z moim wierszem poszedłem na ulicę Wiejską w mieście królewskim, gdzie redagowała się warszawska "Kultura". Właśnie Rafał Wojaczek zasypał swoimi słowami swój grób, albowiem nie umiał się pogodzić, że słowo, i każdy literka — są nam tylko na chwilę dane.

Tak więc Krzysztof Mętrak pochylił się nad moim wierszem, poświęconym Wojaczkowi.
Po chwili — spojrzał tak na mnie bez żadnego wstępu i orzekł: Przyjmuję!
(Redagował Mętrak w "Kulturze" dział poezji).

Często o Mętraku myślę. 
Stoi do dzisiaj tak strasznie osamotniony przy Grubej Kaśce — i ja mijam Go jadąc tramwajem.

piątek, 12 października 2012

CHRYSTUS Frasobliwy

Toć przecie, pod jego zwodniczym imieniem, przetrwało do naszych czasów ludowe wspomnienie słowiańskich bogów. Przyszło przemocą nowe imię, ale został stary obyczaj i wiara w pogańskie rytuały.
Mój Chrystus Frasobliwy ma rysy Piasta Kołodzieja! Na kapliczce przydrożnej, tak zespolonej z polskim pejzażem — którą w Bronnej Górze wybudowałem — są prawie wszystkie zwierzęta, które towarzyszą nam w naszym i ich przemijaniu.  I jest i On: zwyczajny, sterany nadmierną pracą, nie udający żadnego proroka.
Ot, frasobliwy Słowianin, zajęty rozmyślaniem o naszej nicości.

poniedziałek, 8 października 2012

MARUCHA gajowy

Wszyscy w miarę zorientowani wiedzą, skąd gajowy Marucha przybywa. I nie jest to wiedza godna jakiejś szczególnej mszy za jego Duszę. Aliści, jako skryba pisujący czas jakiś na jego podświetlonym katolicką emanacją billboardzie, starałem się przede wszystkim nie ufać własnym zmysłom.

Szczególnie dlatego, albowiem tzw. ateiści — wedle jego mniemania — nie mieli i nie mają jakoby wobec Rzplitej żadnych zasług i powinności! Cóż więc szkodzi zarzucić mi brak wiary. Jako pogański Błotniak nie mam w myśl tej doktryny żadnych praw do moich błot, które sam stworzyłem.
Pan Gajowy bowiem zdaje się sprzyjać tej replice Dziejów, w której nie ma już miejsca na bezinteresowne bicie serca!

Tylko korona cierniowa ma zakreślać granice Polskiego Królestwa.


SIKORKA

Wśród ptaków, które Polski nigdy nie opuszczają, Sikorka — we wszelkich odmianach — jest szczególnie Polsce przychylna. A więc już od wczesnej jesieni dokarmiam moje ptaki. A to słoninką, a to ziarnami słonecznika, których piętnaście kilo na miesiąc ledwie wystarcza.
Ledwie zagwiżdżę z ranka, a już są!  Zawsze i wszędzie!
A kiedy nie zagwiżdżę — wlatują do Domu lub w okienka stukają łapkami.

I pewnego razu, porą zimową, poszedłem z siekierą do Puszczy. Wokół nawet żadnego zwierza nie było. Przysiadłem więc strudzony pod ogołoconym z liści klonem — delektując się moją samotnością.
A tu, wśród gałązek, całe moje stadko sikorek za mną przyleciało, i także nad moją głową przysiadło!

Sikorka tedy, a nie majestatyczny orzeł, rozwija nade mną polską chorągiew!

środa, 3 października 2012

FLORCZAK Zbigniew

Jedyny krytyk sztuki, który przyszedł na moją pierwszą wystawę — w galerii na Starym Mieście w Warszawie — bezinteresownie. Inni — nazwiska do wglądu — mieli akurat  powierzone sobie przez odpowiednie ośrodki decyzyjne inne zadania. A przecież Florczak starał się także redaktora Giedroyca na wygnaniu nie zawieść — gdy pisywał u niego jako "Pelikan"!

I otóż napisał Zbigniew Florczak dwa felietony o moich obrazkach: "ARTYSTA W USTRONIU" i "PRZEDMIOTY POZOSTAWIONE NA ŁASCE WYOBRAŹNI". Napisał tam także, że pewnie zechcę w przyszłości namalować jakieś większe obrazy, bo te są — póki co — całkiem małe.

I tu intuicja Go nie zawiodła.
Albowiem namalowałem Bronną Górę!
Czyli tę Górę ulepioną z setek ton kamieni.
Ten mój obraz, który już w miarę długo pozostaje na moich sztalugach.

Zbigniew Florczak, żołnierz "Baszty", odszedł kilka lat temu na Niebieskie Łąki, gdzie katolicki Bóg na nas wszystkich czyha, aby nas skonsumować — niezależnie od zasług.
Dlatego także i w Jego, Florczaka śmierć, nie mogę uwierzyć. Bowiem śmierć żyje zaledwie tylko w naszej wyobraźni.