wtorek, 15 marca 2011

ŚRODA Magdalena

Środa środzie nierówna, więc bardzo się zżymam, gdy ktoś proponuje mi dyskurs, w którego tytule tkwi przekręcone mniej lub bardziej udatnie nazwisko uczestnika naszej intelektualnej biesiady, tak bezceremonialnie wycierane o rzyć adepta publicystycznej swawoli. Moja nikczemna wyobraźnia językowa podpowiada mi także wiele wysublimowanych językowych przekrętów, że i opędzić się od tej nawały trudno. Bowiem w tak łatwy i najzupełniej niedorzeczny sposób, możemy sobie pofolgować na czyjś koszt i nie wysilać się na jakąś bardziej dorzeczną pracę.
Do takich przykładów troski o stan naszych umysłów należy doczesne ciało i umysłowość Magdaleny proffessor Środy, z którą miałem przyjemność swego czasu - całkiem nieświadom znaczenia swego czynu dla przyszłych pokoleń - po Amsterdamie nocą się włóczyć.
Pani ówczesna Magdalena Środa, mężata i dzieciata, oddawała się furii wyzwolonej z wszelkich pozytywistycznych okowów niewiasty. Czas po temu sprzyjał i długie kolejki oblizujących się samców do witryn, gdzie za szybą oferowały swoje wdzięki i miłość od pierwszego wejrzenia  smukłe  i dobrze wyposażone potomkinie wikingów (nie mylić z kniaziem Potiomkinem). Bardzo mi się nawet podobało, że tak wyzwolona z parytetów Magdalena (nie mylić z Marią) wprowadza do mojego męskiego przyzwyczajenia zmuszający do refleksji odruch zawstydzenia za ułomne pozostawanie w męskiej postaci.
Po latach okazało się jednak, że Środzina chce nie tylko łechtaczkę damską sprowadzić do bezbożnego bluźnierstwa - co nie może być Bogu miłe - ale jeszcze chce ten języczek u wagi wprowadzić do publicznej dyskusji i obdarować go parytetem. Przecież wiadomo, że każdy chłop ulegnie już na początku tej inicjacji... i naszą wspaniałą demokrację mamy z głowy.
Dlatego, będąc jak najbardziej za oddaniem sprawiedliwym właściwie dominującej płci jej nieprzemijających walorów, wyrażam niniejszym skruchę, że moja niegdysiejsza podróż po nocnym Amsterdamie z ówczesną Magdaleną Środą, owocuje teraz tak proffessorskim ujęciem tematu, który już na żadne obleśności nie pozostawia miejsca. Bowiem ten odwieczny żywioł ma zostać już po wieczne czasy zamknięty w wyborczej urnie.