czwartek, 10 stycznia 2013

BIEŃKOWSKI Zbigniew

Malutki, chudziutki, nieco zabiegany, z jerzykiem sterczącym i siatką na motyle, która była zwykłą siatką na zakupy. Mimo to złowił w nią Małgorzatę Hillar, istny Cud! I z tego oczarowania wyczarowali synka Dawida, który dzisiaj całkiem udatne układa strofy. A przecież pamiętam tego zaledwie dziesięć lat młodszego ode mnie chłopca, jako rozbrykane nad Utratą źrebię...

Jest Zbigniew Bieńkowski bezinteresownym patronem mego debiutu w warszawskiej "Kulturze". Potem spotkaliśmy się tylko raz w redakcji "Poezji", gdzie starał się podołać przydzielonym nie na Jego miarę obowiązkom. 
Gdyby nie On, pewnie nigdy bym nie uwierzył, że jeszcze ktoś poza mną jest w stanie odczytać moje  pismo klinowe.