niedziela, 13 listopada 2022

URBAN Jerzy (druga edycja)

 Umarł wreszcie - jak niektórzy oczekiwali z wielką niecierpliwością - redaktor, felietonista i krwiopijca pasożytujący na zdrowej duszy narodu polskiego. Umarł Urban. Rozpłakały się rzewnymi łzami rzeki, strumienie, jeziora i błotniste potoki. Zaszumiały lasy nad Urbana grobowym wcieleniem. Robale szykowały się do uczty, a tu prochy Urbana tylko miały do dyspozycji w urnie. Jaka to strata! Pozostały jednak na tym padole inne robale, którym kuda do Jego swarliwej inteligencji, ale zawsze mają dla zasłony majtki w kolorze biało-czerwonym. Urban żartował i się pienił, i nigdy nie było wiadomo, w jakiej konwencji akurat zdecydował się wystąpić. Będzie więc brakować Urbana także w tym wymiarze, bo Urban, Żyd uszaty, pięknie posługiwał się mową polską pisaną i opowiedzianą, której to umiejętności zwyczajowo już brakuje patryjotycznym głupkom, którzy jednak przyjęli  zlecenie na wykonanie krematoryjnej obsługi znikającego narodu polsko-podobnego, bo pieniądze za taką usługę zwyczajowo już nie śmierdzą. 

Panie Jerzy. Proszę nie myśleć, że słowa powyżej napisane świadczą, iż Pana lubiłem. Jest wręcz odwrotnie: wkurwiał mnie Pan i zarazem podziwiałem Pańską błyskotliwą inteligencję. której używanie na terenie wiślanego kraju mija się z celem, albowiem tłumoków u nas zrobił się dostatek. Także i ja, pisząc te dyrdymały, mam poczucie klęski. Pisać można, ale P.T rozumnych Czytelników wybiła zaraza. Tak więc, Panie Jerzy, spoczywamy sobie oto dostojnie w grobie. I jeszcze tylko ta nadzieja została, że ktoś nam doniesie do grobu bezinteresownie pokaźną flaszkę. I na to tylko możemy liczyć.