piątek, 9 września 2011

NEWERLY Igor

Z panem Igorem los zetknął mnie kilka razy. Po raz ostatni w moim wierszu.

Kiedy w szczeniactwie jeszcze tkwiłem i  byłem poniekąd dziełem sztuki a nie jej animatorem, musiałem na wielu robić pewne wrażenie, bo oni przywykli już do swoich zaklepanych pozycji. Tak więc, zupełnie bezwiednie, stałem się natchnieniem dla kilku wziętych artystów i ich żon.

Pojawił się tedy i taki projekt, bym został sekretarzem Igora Newerlego. Ja w zasadzie nie miałem nic  naprzeciw, bo przecież pamiętałem "Chłopca z salskich stepów", aliści zaniepokoiła mnie zapowiedź objęcia biuralistycznej posady.  A tu Puszcza tajemna, a tu rzeki i jeziora, a tu klaczka moja cudowna, z którą wypływałem daleko w Śniardwy... I tak jakoś wyszło, że do siedziby pana Igora nie trafiłem, bo mnie poniosło w przestworza dymne..., jako że już ku jesieni szło nieubłaganie i moje igraszki dziecięce stawały się sprawą śmiertelnie poważną. (Tak więc nieco humorystycznie dla mnie dzisiaj brzmi, że Igor Newerly w późniejszych latach zatrudniał fikcyjnie Jacka Kuronia jako swego sekretarza).

I tak minęło kilka lat, by w domu dziadka Griszy, do którego trafiłem za fortepianową moją pasją, znów z panem Igorem się spotkać. Bo przecież świat jest tak przeźroczysty, a oni jeszcze się znali z carskich czasów, z Kijowa, gdy w odległym Petersburgu mój dziadek Łukasz stawał w szranki o rękę dwudziestoletniej Julii.
Kiedy umarł dziadek Grisza — choć nie zapowiedział swojej decyzji — w praskiej cerkwi odbyła się  uroczystość Jego Wniebowstąpienia. Pan Igor starał się zapanować nad swą drewnianą nogą, która wciąż gdzieś kuśtykała, starając się z kolei wyrazić swój protest przeciwko przemijaniu.

Potem Igor Newerly napisał jeszcze "Wzgórze Błękitnego Snu", który to syberyjski błękit opisała mu w szczegółach żona dziadka Griszy, Halina, córka syberyjskich zesłańców, którzy już bez Syberii nie umieli żyć, bo tak ją pokochali. I jeden rozdział w tej książce powstał  na kanwie wspomnień pani Haliny o rodzinnej syberiadzie.
A w innej swej książce pt. "Za Opiwardą, za siódmą rzeką..." — szczególnie przeze mnie lubianej — złożył pan Igor swoją dla  Gerwazego dedykację.

Pan Igor umarł we śnie. W drodze na Wzgórze Błękitnego Snu.

Taki jest mój brudnopis.