poniedziałek, 7 sierpnia 2017

DUSZKA

Dzisiaj, w piętnastym roku swego żywota, odeszła do Krainy Wiecznych Łowów Dobrego Boga Manitou, nasza kotka Duszka. Sam jej przed laty nadałem takie imię, albowiem jej pan – Stasio – grał akurat na fagocie. To był zwyczajny kotek uratowany z małopolskiej wsi. Kiedy Stasio też odszedł, Duszka wylądowała u mnie jako dopust boży. Ale cóż, trzeba się było zająć osieroconą i schorowaną kotką, która po śmierci Stanisława siedziała bez przerwy przed jego zdjęciem. W Bronnej Górze dożywała swoich dni i nie wiem, czy byłem dla niej wystarczająco wyrozumiały. Ale Duszka walczyła z determinacją o moją przyjaźń i miała w tej dziedzinie spore osiągnięcia. A przecież jest wiadome, że byłem zdeklarowanym nieprzyjacielem kotów. I otóż Duszka zażyła mnie tak kilka razy, że i nie było co po moich deklaracjach zbierać.


I to tylko powiem, że ten niepozorny kotek miał o mnie wiedzę daleko większą, niźli ja o sobie samym. (Przecież nie bez powodu Egipcjanie mieli dla kotów taką cześć. Dlatego miała także drugie imię: Ufek, bo było jasne, że jest przybyszem z kosmicznej cywilizacji)!
Dzisiaj, o czwartej rano, Duszka wskoczyła na moją pierś, mrucząc w kocim zwyczaju. Tym razem zaraz wiedziałem, że to jest jej ze mną pożegnanie.
Duszeńko, do zobaczenia!