czwartek, 6 lutego 2020

GRZESIO

My, samozwańczy plenipotenci dokonań naszych Pradziadów, krzykliwi i grymaśni, nieucy i szalbierze, trybuni ludowi za pięć groszy i nadmuchani zepsutym powietrzem katole spod znaku "szczęść boże", wiarołomni turniejowi rycerze i yutubowi konferansjerzy!
Nie do was gadam, ale do Grzesia, którego spotkałem w Suwałkach na Placu Konopnickiej, gdy kuśtykał ze swoim psem z luźną łapką. ( Pies potrzebował poważnej operacji).
Na nic się jednak zdały moje troski, bo Grzesio zatrudnił się do prac budowlanych na suwalskim stadionie. I tam wiatr porwał bezmyślnie ustawioną turniejową osłonę rezerwowych piłkarzy, bo w czasie robót obchodzono święto kopanej piłki - nie bacząc na zastawioną na boisku pułapkę. I zdmuchnęło Grzesia do wykopu, gdzie sterczały z betonu zbrojeniowe pręty. Jeden pręt przebił Grzesia oko i wyszedł tylną stroną czaszki. Grzesio jakimś cudem przeżył, ale po pewnym czasie wyekspediowano Grzesia do białostockiego hospicjum, bo obrzęk mózgu nie rokował dobrze. I cicho sza!
Nie wiem, w jakim wymiarze przebywa teraz Grzesio. (Wiem, że jest w stanie wegetatywnym). Nie wiem, gdzie jest jego pies Szakira. Nie wiem, jak dotkliwa powinna być kara za kunktatorskie milczenie. Wprawdzie sąd wydał wyrok na budowlaną firmę i zasądził śmieszne odszkodowanie, ale pozostawił w spokoju suwalskich ratuszowych jajogłowych.  Dla nich mam wystawione na rogatkach dyby! Nie tylko za Grzesia!