czwartek, 2 lutego 2023

HERBERT Zbigniew

Były kiedyś takie czasy, że każdy, kto chciał uchodzić za inteligenta lub rozumnego człowieka,  powoływał się na Herberta. Ja też uległem w mych szczenięcych latach takiej presji i zażarcie wczytywałem się w Herberta strofy. Kiedy dzisiaj wspominam owe czasy, to przede wszystkim mnie zadziwia, że z Herbertem spotkałem się nie w Warszawie, ale przy rzymskich termach Cluny w Paryżu.  (Herbert był w zielonej kurtce, z torbą przewieszoną przez ramię.) Nie zamieniłem z nim nawet jednego słowa, bo onieśmieliła mnie towarzysząca Herbertowi niewiasta nieziemskiej piękności. (Kiedy opowiadałem Julii Hartwig o tym zdarzeniu, pani Julia stwierdziła, że jest to mało prawdopodobne, bowiem w tym czasie Herbert był już poważnie chory. Moje spotkanie z nim na paryskim bruku miało miejsce jednak sporo lat przed jego śmiercią, więc pani Julii najwyraźniej pomyliły się chronologie.) Po latach dowiedziałem się, że Herbert chciał się osiedlić - jak to ze swoją poetyczną naturą objawił - nieopodal Bronnej Góry.  Nie miałem więc Herberta za sąsiada, a bardzo byłbym takiemu towarzystwu rad. Herbert nie odszedł jednak bez dbałości o moją pamięć. Dlatego wciąż mi się tłuczą po głowie także takie wersy, które w tych nowych parszywych czasach są szczególnie aktualne.

"Rów, w którym płynie mętna rzeka

Nazywam Wisłą.

Ciężko wyznać..."