czwartek, 21 października 2010

FEDECKI Ziemowit

Wiele lat okupował biurko w "Twórczości" tuż przy drzwiach. Podobno umiał jeździć na motorze - co jest świadectwem samego Putramenta.
Kiedy przed laty na swój debiut wybrałem "Twórczość", długo przy tym biurku czekałem na jego werdykt o wartości moich poetyckich produktów. Wiercił się i pocił, szurał nóżkami pod biurkiem, aż drzwi się otwarły i wszedł sam mroczny Jarosław Iwaszkiewicz. Fedecki poderwał się i wskazał służbiście na mnie i na to swoje biurko zawalone moimi tekstami i kilkoma gwaszami. Iwaszkiewicz na czytanie nie miał widać ochoty, bo zaczął oglądać moje obrazki. Potem spojrzał na mnie tak boleśnie z mroku swojej starości, mruknął kilka komunałów i zniknął w swoim gabinecie. Fedecki zaś kiwnął w końcu głową i podkreślił prestiż mojego debiutu na tak szacownych łamach. Po roku kiwnął głową drugi raz. Po dwóch latach kiwnął głową trzeci raz. Po następnych kilku miesiącach kiwnąłem głową ja i poszedłem do "Kultury", gdzie redaktorem działu poezji był Zbigniew Bieńkowski. Uśmiechnął się na opis moich perypetii i po dwóch tygodniach ukazał się mój poetycki debiut ilustrowany grafiką, co było niemałą zasługą także Andrzeja Gassa. Kilka dni później otrzymałem od Fedeckiego kopertę z moją zleżałą u niego produkcją i krótkim listem: "Z przykrością informuję, że z przedstawionych nam utworów poetyckich nie skorzystamy."
Na tych słowach opis dziejów żywota Ziemowita Fedeckiego się urywa.