wtorek, 26 października 2010

ROSTWOROWSKA Iza, czyli o grozie i innych pieszczotach

Kiedy ubędzie nam z naszej tubylczej społeczności jedna niewiasta – czy to w grozie, czy innych pieszczotach – a białogłowe, jak to jest w zwyczaju, konieczne opamiętanie nawet w karczmie nieubłaganie wprowadzą – tak i my żalu nie możemy pokazać i w odkupieniu za winy, których nie popełniliśmy, trzeba i nam zdradzieckiej podjąć się misji i na wraże strony prawdziwej wolności się udać.
Akurat spotkamy tam piewcę wolności słowa i wziętego publicystę, który na swoim podwórku wyznaje cichaczem "totalniackie" idee i konkurentów w zbożnym dziele naprawy Rzeczypospolitej sprawiedliwie eliminuje głosem swego prokuratora. 
Imię tego jegomościa, znaczy się Staśka, nie tak wiele wprawdzie znaczy, albowiem my tam jakiejś niewiasty przecież szukamy, co by naszym ogolonym głowom ogłady trochę pańskiej do izby naszej wniosła.
No, i siedzi sobie w kącie jedna białogłowa, z Raju IV RP wypędzona, w Internecie na Circ przechrzczona.
Tak i my do niej zagadamy, ufni w Jana Kamyczka nauki.  I oto w pysk zaraz niespodzianie oberwiemy, bo to przecież chamom nie przystoi samotną niewiastę tak traktować, czyli niejako od tyłu zachodzić.
I tak stojąc w bezpiecznej już odległości, przysłuchujemy się tylko rozsierdzonej jejmości, której rodzina nie może wybaczyć nocnego czuwania przy Polsce, zamiast przy dzieciach i mężu. Oto Circ Zwycięska wiodąca lud na barykady!

Wychodzi nam jednak na to, że w tej naszej polskiej jak najbardziej karczmie – chociaż zarządzanej przez arendarza Żyda dla pomyślności dworu – spożycie paruchy znacznie by wzrosło, gdyby tak jejmość owa i u nas posiedzieć czasami by zechciała.  A i Ojczyźnie naszej roztropnie wymiernych korzyści w ten sposób przysporzyła — chociaż wszystie moje teksty uważa za niezrozumiałe.

Uwieczniła się więc Iza w historii literatury także i tym, że mnie, Błotniaka, zechciała nazwać polskim Proustem, co było w jej ustach prawdziwą obelgą. Tak się tym epitetem spłoszyłem, że zaraz przypomniał mi się Adam Ważyk, który – z naganem do kolan – obdarzył Brunona Schulza taką oto cierpliwą uwagą: My tu nowych Proustów nie potrzebujemy!

Tak więc i w ten sposób koło Historii diabelnie sobie klekoce!