niedziela, 24 października 2010

ZABOBON sąsiedzki

Zabobon ten polega na fałszywej ocenie sąsiedzkich namiętności tworzących atmosferę odwrotnie proporcjonalną między dbałością o sąsiada a jego wdzięcznoscią.
Co prawda rzecz się sprowadza do naszego naiwnego oczekiwania, aby sąsiad tylko krzywdy nam nie robił: drogi nie przekopał, studni nie zatruł, psa naszego w zemście życia nie pozbawił, drzew podczas naszej nieobecności nam nie wyciął, plandeki dla ratowania cieknącego dachu na swoim chlewie nam nie porywał, papy naszej na własnym dachu nie kładł, korespondencji naszej nie czytał i na języki nie brał.
Ale sąsiad nam nie wierzy i podejrzewa nas o chytrą mistyfikację.
Aby uczynić zadość jego wyobrażeniom i zawodu mu nie sprawiać, obmyślamy po nocach, jak ograbić go ze starych gumiaków, a źródło życiodajnej gnojówki płynącej obok jego studni zakazić życzliwym myśleniem. Aliści już o poranku znów sąsiadowi się narazimy, gdy w głuptackim odruchu serca ofiarujemy mu zakupiony dla siebie hydrofor, bo my możemy poczekać, a on taki nieborak. Sąsiad w odruchu szlachetnej zaściankowej dumy podarunku naszego nie przyjmie, ale zaraz po naszym nagłym wyjeździe ktoś masywne drzwi wyłamie i ciężki hydrofor z lekkim sercem w dal niedaleką poniesie.
Sąsiad więc wartością samą w sobie jest i basta.
Dużo dasz - mało otrzymasz, albo jeszcze gorzej.
Mało dasz, najlepiej nic - wtedy masz widoki!